Jeszcze nigdy w historii telewizji nie produkowano i emitowano jednocześnie tak wielu seriali, jak teraz. Czy ktokolwiek jest jeszcze w stanie być z nimi na bieżąco?
„By nie czuć się wykluczonym z rozmowy, około 46% Amerykanów kłamie na temat tego, że oglądało jakiś serial (…) – kiedyś wstydziliśmy się mówić, że oglądamy za dużo telewizji, dziś nie chcemy się przyznać, że oglądamy jej za mało”. Pisze o tym Jędrzej Skrzypczyk w nowym, 3-4 (37-38) numerze dwumiesięcznika EKRANy.
W tekście „Blaski i cienie telewizji przesytu” Skrzypczyk pochyla się nad współczesnymi serialami telewizyjnymi, które coraz częściej… nie są już telewizyjne. Wszak sporo platform i serwisów internetowych tworzy własne seriale, które obejrzeć można wyłącznie w sieci.
W ubiegłym roku w USA wyemitowano 455 seriali. Sześć lat wcześniej tylko 216. Skąd ten lawinowy skok? Niegdyś klasyczne telewizje miały tylko trzy godziny tzw. prime time’u, czyli najlepszego czasu antenowego, w którym oglądalność była największa. Dziś, dzięki nagrywarkom, serwisom VOD, wydaniom DVD widzowie mają dostęp do seriali o każdej porze dnia i nocy.
Publicysta EKRANów w swoim tekście pisze także o nowych zjawiskach i praktykach odbioru seriali. Przygląda się tzw. rozproszeniu widowni (każdy ogląda coś innego), opisuje „binge-watching (oglądanie kilku odcinków pod rząd) i time-shifting („nadrabianie” seriali w późniejszym czasie)”.
Jędrzej Skrzypczyk przywołuje również bardzo ciekawą opinię psychologa Barry’ego Schwarza, który zauważył, że im większa ilość seriali do wyboru, tym mniejsza satysfakcja w trakcie ich oglądania. „Żaden człowiek nie lubi kompromisów, wybierając więc produkt spośród wielu, nie dostrzega potencjału konkretnej pozycji, lecz patrzy na niego przez pryzmat utraconych możliwości” – czytamy w najnowszym numerze czasopisma EKRANy.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.