O czym Muzy szeptały do ucha Jackowi Malczewskiemu? Można się tego dowiedzieć na pięknej wystawie w Muzeum Czartoryskich.
Krakowianie przechodzący lub przejeżdżający ulicą Księcia Józefa mijają zazwyczaj obojętnie odrapaną willę pod numerem 29, tonącą wiosną w kwiatach kwitnących na licznych krzewach. Tymczasem w tutejszym ogrodzie pojawiały się niegdyś fauny, nimfy, siadywał św. Franciszek, Chrystus rozmawiał z Samarytanką, okazałe kobiety zaglądały do zatrutych studni. Wszystko to odbywało się w wyobraźni wielkiego polskiego malarza Jacka Malczewskiego, który – mieszkając tu w latach 1899–1910 – swoje fantazje przenosił pędzlem na płótno.
W Krakowie spędził większą część życia. Urodzony w 1854 roku, przyjechał pod Wawel w 1871 r., aby uczyć się w gimnazjum i pozostał do końca życia, czyli do 1929 r. Jego natchnieniom artystycznym poświęcono wystawę „Podszepty sztuki. Jacek Malczewski 1854–1929”, którą można podziwiać w Arsenale Muzeum Książąt Czartoryskich.
Wielkie namiętności
– Patrząc na autoportrety Malczewskiego, przekonałam się, że przedstawiają kogoś pewnego swej wyjątkowości, artystę stojącego ponad światem, sprawującego rząd dusz – mówi autorka wystawy Urszula Kozakowska-Zaucha z krakowskiego Muzeum Narodowego. – Odważył się jednak na pokazanie widzom istoty pracy artysty. Wprowadził ich do swojej pracowni, pokazywał trud bycia artystą, trud radzenia sobie z natchnieniem, trud radzenia sobie z Muzami.
Do 51 obrazów dobrano klucz malarskich natchnień. Wielkie wrażenie robią rzadko widywane w Krakowie, bo przechowywane w Rogalinie pod Poznaniem, dwa płótna – „Melancholia” i „Błędne koło”. Pokazują, że w głowie artysty nieustannie kłębią się rozmaite wytwory wyobraźni, nie dające mu spokoju, każące odnosić się do ważnych spraw doczesności i zaświatów. Oba obrazy niewątpliwie wpłynęły na proces tworzenia dramatu „Wesele”, czemu sam autor Stanisław Wyspiański nie zaprzeczał.
„Melancholia” miała pierwotnie autorski tytuł „Wiek ostatni w Polsce”, pozwalający łatwiej zrozumieć przesłanie obrazu. Jak pisze wybitna znawczyni twórczości Malczewskiego Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska – na obrazie przedstawiającym pracownię malarską „wiruje w somnambulicznym tańcu tłum, w szynelach sybirskich, z kajdanami, kosami, ogarnięty niemocą wydostania się przez otwarte okno do rozsłonecznionego ogrodu, ku wolności. Widoczne w głębi atelier, wyłaniające się z ustawionego na sztalugach obrazu, szaleńczo pędzące dzieci, stopniowo dorastają, by w pobliżu otwartego okna osiągnąć wiek starczy, niedołężny. Wówczas, już jako wiekowi zesłańcy, nie mają ani siły ani też odwagi na wyrwanie się z niewolniczej klatki. Boją się wolności, poddają się determinującemu dramatowi historii, dramatowi polskiego losu”.
Malczewskiego przedstawiano często jako poczciwego „dziadzię”, który malował sobie spokojnie, bez wstrząsów i emocji. Tymczasem ten „mały wielki człowiek” ulegał wielkim namiętnościom. „Potrzebował miłości jako tematu i podniety twórczej” – wspomina Michalina Janoszanka, która była jedną z muz malarza. Muzom – żonie Marii, Michalinie Janoszance i przede wszystkim Marii Balowej – autorka wystawy poświęciła duży fragment. Wzrusza delikatnością „Portret narzeczonej”, migają fauny w tle portretu Janoszanki. Króluje przede wszystkim jednak pani Balowa, o której zafascynowany Malczewski (złośliwi współcześni widzieli niesłusznie tę fascynację jako pospolity romans) napisał: „Piękność tej kobiety wyrosłej na polskiej ziemi w artystę rzemieślnika przetwarza”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...