"Rewers" Borysa Lankosza dowodzi, że stalinizm jest fotogeniczny. W kinie.
To takie przedłużenie życia opartego na kultywowanych od pokoleń rodzinnych wartościach. Dopiero wtargnięcie w ten wyizolowany świat Bronisława burzy zbudowany z wysiłkiem ład. Film Lankosza to gatunkowa mieszanka, nacechowana pieczołowitym realizmem, który finezyjnie ewoluując w stronę czarnego filmu, komedii absurdu i groteski, potrafi jednocześnie oddać grozę tamtych lat.
W lżejszym tonie
Film Borysa Lankosza opowiada w tonie lżejszym niż większość głośnych, mniej lub bardziej, udanych produkcji. Krótką listę filmów nawiązujących do okresu stalinizmu zdominowały obrazy utrzymane w tonie martyrologicznym. Nic w tym zresztą dziwnego. Trudno kręcić komedie o jednym z najgorszych momentów w historii Polski. Komedie wojenne również zaczęły powstawać dopiero po latach, kiedy można było spojrzeć z dystansem. Jednak film Lankosza, twórcy, który urodził się w 1972 roku, a więc nie zna stalinizmu z autopsji, jest znakiem, że być może już wkrótce w polskim kinie zacznie rozdawać karty pokolenie twórców, którzy ten okres potraktują bez biograficznych obciążeń. Jednak nie należy zapominać, że takie podejście do tematu zapoczątkował Krzysztof Zanussi swoim „Cwałem”.
Nakręcony w 1995 roku „Cwał” miał być, jak wspominał reżyser, drugim filmem w jego dorobku. Miał powstać zaraz po zrealizowanej w 1969 roku „Strukturze kryształu”. Powstał dopiero ponad ćwierć wieku później, wzbudzając kontrowersje. Bo jakże to: komedia o czasach, w których żyło się w ciągłym strachu, czasach terroru? To był także film o próbie przetrwania w świecie kłamstwa i przemocy. Pokazywał schizofrenię czasów, w których przyszło żyć bohaterom, czego przykładem była bohaterka „Cwału”.
Ciotka Idalia nienawidziła komunistów, a jednocześnie nawiązywała z nimi znajomości, tłumacząc, że tylko koniom nie wolno kłamać. W tym samym roku co „Cwał” powstał „Pułkownik Kwiatkowski” Kazimierza Kutza, który także, mimo komediowego tonu, nie zacierał okrucieństwa epoki. Nawiasem mówiąc, absurdy PRL-u jak do tej pory najlepiej chyba uwydatniły filmy Stanisława Barei. Ostateczny bilans rozrachunków ze stalinizmem, przynajmniej w kinie, nie został jeszcze zamknięty. Na razie nie jest zbyt imponujący, bo filmów tych jest niedużo. Pocieszające, że od kilku lat powstaje ich coraz więcej. Ale białych plam nie brakuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.