Wytwórnia Disneya po okresie fascynacji komputerowymi efektami i cyfrowymi technologiami powróciła do tradycyjnej animacji. I jest to powrót nad wyraz udany.
Pierwszą pełnometrażową animacją Disneya była „Królewna śnieżka i siedmiu krasnoludków” – niezapomniana bajkowa historia, oparta na motywach tekstu braci Wilhelma i Jakuba Grimmów. Goszcząca właśnie na naszych kinowych ekranach „Księżniczka i żaba” także jest adaptacją opowieści braci Grimm - tym razem realizatorzy sięgnęli po „Żabiego księcia”. Jest to jednak ekranizacja stosunkowo luźna. Miast średniowiecznego zamku, w którym mieszkały trzy siostry (raz po raz udające się do studni, w której czekał na nie zaczarowany płaz-królewicz), akcja „Księżniczki i żaby” rozgrywa się w początkach XX stulecia na południu Stanów Zjednoczonych.
Takie umiejscowienie historii dało realizatorom szansę na wypełnienie filmu fantastycznymi, jazzowymi brzmieniami rodem z Nowego Orleanu, co dla jego musicalowej struktury okazało się strzałem w dziesiątkę! Przebojowe, a przy tym wysmakowane retro-kompozycje, jakimi naszpikowany jest film, są bowiem absolutnie zachwycające.
Kapitalna jest zwłaszcza sekwencja, w której Tiana - główna bohaterka nowej, disneyowskiej kreskówki - wyjaśnia matce swoje plany na przyszłość. W tle rozbrzmiewa melodia, jakiej nie powstydziliby się twórcy musicalu „Chicago”, na ekranie zaś oglądamy postacie narysowane charakterystyczną, nieco umowną, uproszczona kreską, nawiązującą do szczytowych osiągnięć art deco oraz sztuki reklamowej z lat ’20 i ’30 ubiegłego stulecia.
Podobnych smaczków jest zresztą w „Księżniczce i żabie” więcej. Jedna z postaci przywołuje psinę o imieniu Stella w taki sam sposób, w jaki krzyczał Marlon Brando w „Tramwaju zwanym pożądaniem” z 1951 roku. Inna zwisa złapana w pajęczynową sieć identycznie, jak Tom Cruise w „Mission Impossible”. To żarty i mrugnięcia okiem umieszczone w animacji specjalnie dla starszych odbiorców filmu. Dla najmłodszych zaś jest niezliczona ilość piosenek, dowcipów i gagów, które raz po raz serwują safandułowaty świetlik i krokodyl, towarzyszący zamienionej w żaby parze głównych bohaterów.
To właśnie Piotr Gąsowski, którego głosem w polskiej wersji językowej przemawia muzykalny aligator Louis oraz Stefan Friedman, jako osowiały świetlik Ray, brylują, gdy idzie o polskojęzyczny dubbing. I naprawdę nie przeszkadzało mi, że rodzice czarnoskórej Tiany wyglądają jak, wypisz wymaluj... Michelle i Barack Obama.
Amerykanie lubią w swoich produkcjach umieszczać podobne, często nieznośne, patriotyczne wstawki. Dowodem chociażby niedawny kinowy hit pod tytułem „2012”, gdzie czarnoskóry prezydent USA ukazany był jako jedyny nieomylny i uczciwy przywódca spośród wszystkich rządzących na świecie. W „Księżniczce i żabie” podobnej nachalności nie ma. Jest za to błyskawicznie zmieniająca się i zaskakująca fabuła, na końcu zaś wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Czegóż chcieć więcej?
Księżniczka i żaba - reż. Ron Clements, John Musker. USA, 2009 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.