Gnoza wraca - między innymi w wersji pop, na przykład w serii powieści Dana Browna. Ostatnio popis pop-gnozy można było znaleźć w niemieckim tygodniku „Der Spiegel”, którego dziennikarz usiłował dojść, „Kto stał za Jezusem”.
Zaraz potem jednak Schulz dowodzi odwrotnie, że chrześcijaństwo podbijało właśnie owe najbiedniejsze kręgi społeczne, a „Jezus pojawił się niczym Robin Hood Lewantu”. Jak to możliwe? Autor podaje ważne argumenty. Po pierwsze, że wyznawcami chrześcijaństwa byli początkowo wyłącznie Żydzi (wiadomo – nowinkarze!). Po drugie, że stały za tym kobiety (kłania się ideologia wyzwolenia kobiet!). Po trzecie, że wielką rolę odegrała eksplozja demograficzna, gdyż chrześcijanie nie stosowali aborcji ani nie zabijali swych niemowląt. Po czwarte wreszcie, że nowa wiara była spoiwem społecznym cesarstwa. Tezy te, w większości znane, opatruje Schulz komentarzem, w którym twierdzi, że „odkrycia te stawiają w nowym świetle światową religię” chrześcijańską, a „Jezus ukazuje prawdziwe oblicze”. Proszę bardzo: więc nauka znowu zatriumfowała, coś udowadniając, tylko nie wiadomo co!
Dalej pojawia się jeszcze bałamutna teza, że skoro Jezusa zwano „rabbim”, to musiał być żonaty, a także dowód: cytat z gnostyckiego tekstu z Nag Hammadi, napisanego w III wieku przez wrogów chrześcijaństwa, oraz rzekome świadectwo „greckiego filozofa Kelsosa”, że matka Jezusa Maryja miała romans z legionistą. Rewelacja ta pochodzi zresztą nie od żadnego Kelsosa, lecz od arcykapłanów i kapłanów, którzy takie pogłoski rozsiewali po ukrzyżowaniu Chrystusa. Czytelnik winien już wiedzieć wszystko, poznać „prawdziwe oblicze Jezusa” oraz zrozumieć, „kto za nim stał”. Autor jednak pozostawia czytelnika w konfuzji, konkludując: „Kto wpadł na pomysł zmartwychwstania Pana i jego rychłego ponownego przyjścia – do dziś nie wiemy”. Schulz wie natomiast z pewnością, że stopniowo „rozrastająca się wspólnota zaczęła wkrótce przemawiać głosem bardziej zuchwałym i irracjonalnym”. Nie zauważył w ogóle świadectwa wiary męczenników i szybko przeszedł do konstatacji: „W III wieku n.e. ruch dorastał powoli do krucjaty”. Zapewne odbywało się to „kuchennymi drzwiami, głównie za pośrednictwem kobiet”.
Trudno o większe nagromadzenie bzdur i półprawd zmieszanych z niezachwianą pewnością, że nie mogło być tak, jak piszą Ewangeliści. Dla kogoś, kto choćby pobieżnie zna tę historię, nie ulega wątpliwości, że pan Schulz jest szarlatanem. Pozostaje jednak pytanie, ilu Niemców to zauważy, a także wątpliwość, ilu znajdzie się takich Polaków. Myślę jednak, że i u nas wiedza na omawiany temat nie jest zbyt głęboka i że wielu niedoinformowanych wierzących może dać się nabrać na chwyty kogoś w rodzaju Matthiasa Schulza. Jest on jednym z wielu rzeczników aksamitnej ateizacji, wpełzającej do umysłów niedouczonych katolików. Najciekawsze jest przy tym to, że wszelkie próby „naukowych” interpretacji rzekomo nieprawdopodobnego przekazu ewangelicznego kończą się tym samym: nie da się go wytłumaczyć logicznie inaczej niż tak, jak głoszą Ewangelie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.