Im mniej się modlę, tym bardziej mój rozsądek głupieje...
Zamiast – jak nasi przodkowie – ulegać gwałtownym namiętnościom, by potem równie gorąco pokutować, dopuszczamy się letnich grzeszków, stopniowo popadając w konsumpcjonizm.
Oczywiście można bronić się przed taką perspektywą tradycyjnym orężem sumienia, jednak łatwo od tego zwariować, a już na pewno popaść w groteskę. Współczesne pokusy są zbyt lekkie, łatwe i przyjemne, by toczyć z nimi duchową tytanomachię w stylu: „Wolę umrzeć, niż zjeść cheeseburgera w piątek!”. Znacznie skuteczniejszą bronią okazuje się zdrowy rozsądek, który pozwala zachować dystans wobec rzeczywistości bez nadużywania religijnej motywacji.
Diabelska choroba
Są jednak dni, kiedy rozsądek o sto osiemdziesiąt stopni zmienia argumentację. Zamiast ironicznie obnażać podstępy rzeczywistości, mówi: – Daj sobie spokój z teorią spiskową. Wiara wiarą, ale życie jest piękne i masz prawo z niego korzystać. Mięso w piątek, niedziela w parku handlowym, małe Halloween dla dzieci – od tego jeszcze nikt nie umarł. Zresztą nie twoja wina, że tak jest świat urządzony. Ty chciałeś dobrze, ale przecież nie będziesz czekał 9 minut na fishmaka. Podstawa to akceptować rzeczywistość taką, jaka jest.
W jednym z „Listów starego diabła do młodego” Clive’a Staplesa Lewisa znajdziemy opis ingerencji demona Krętacza w tok myślenia pewnego ateisty, który w czytelni British Museum zaczął nagle zastanawiać się nad realnością nieba i piekła. Stary diabeł natychmiast podsunął mu pomysł spożycia drugiego śniadania i wyprowadził go na ulicę.
„Wtłoczyłem mu w głowę niezachwiane przekonanie, że jakiekolwiek dziwaczne myśli mogłyby przyjść do głowy człowiekowi zamkniętemu samotnie wśród książek, to zawsze zdrowa dawka »realnego życia« wystarcza, aby wykazać, że wszelkie »tego rodzaju sprawy« po prostu nie mogą być prawdziwe” – chwali się Krętacz. Najwyraźniej ateista nie miał duchowych narzędzi, by sensownie ukierunkować swój rozsądek. Ale i ja dostrzegam, że im mniej się modlę, tym bardziej mój rozsądek głupieje. Dosłownie – staje się mniej logiczny i inteligentny. Jest już tylko luzakiem, który nawołuje do rzucenia się w wir przyjemności. I trudno w dalszym ciągu nazywać go zdrowym.
Konsumpcjonizm jest duchową chorobą, która rozwija się jak każdy nałóg. Przez lata nieuświadomiony potrafi drążyć skałę kropla po kropli, by w końcu całkowicie zerwać więź łączącą człowieka z Bogiem. Oczywiście, można z nim żyć i nawet czuć się szczęśliwym, pod warunkiem, że składa mu się wciąż nowe ofiary. Dworcowy pijak też czuje się świetnie, jeśli tylko codziennie jest w stanie doprowadzać się do nieprzytomności. Lepiej więc zawczasu zadbać o skuteczne antidotum i wytrwać w modlitewnej wspólnocie. A wtedy z rozsądkiem nie powinno być problemów. Zanim kasjerka zdąży zadać rytualne pytanie: – Kolafantasprajt?, my będziemy już siedzieć w sąsiedniej restauracji i wcinać zupę rybną. Polecam. Niebo w gębie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...