Ależ jaki tam znów dramat... Wręcz przeciwnie – bardzo dobra płyta!
Pomysł aby podzielić album z muzyką podobnie, jak to się ma w przypadku klasycznych sztuk teatralnych należy uznać za trafiony. Niewiele mamy ostatnimi czasy podobnych konceptów w muzycznym show-biznesie, dlatego już sama forma najnowszego wydawnictwa grupy Green Day zasługuje na uwagę.
Nie jestem wielkim fanem dokonań punkowców z Green Daya po roku 2000. Ich poprzednia płyta, „American Idiot” była ogromnym sukcesem komercyjnym, muzyczne stacje telewizyjne emitowały ich wideoklipy na okrągło, ale ja jakoś nie potrafiłem dołączyć do grona entuzjastów zespołu. Może zbytnio przyzwyczaiłem się do ich chropowatego, alternatywnego brzmienia z czasów, gdy szturmowali listy przebojów utworem „Basket Case” w 1994 roku, żeby teraz dać uwieść się ich nowym nagraniom? Tymczasem ich najnowsza płyta, „21st Century Breakdown”, jak najbardziej przywraca mi wiarę Billiego Joe Armstronga i spółkę.
Tytułowy utwór rozpoczyna się, jakby to Bono wraz z resztą U2 wszedł do studia nagrań, a nie amerykańscy buntownicy z Green Daya, zaś w kolejnej kompozycji, noszącej tytuł „Know Your Enemy”, pobrzmiewają echa nikogo innego, jak tylko samych The Clash! Podobnych odniesień na „21st Century Breakdown” jest rzecz jasna więcej (bo czy „Last of the American Girls” nie brzmi przypadkiem momentami tak, jakby to Beatlesi po przesłuchaniu singla „1979” zaczęli bawić się, naśladując Smashing Pumpkins?). A jako że na płycie znajduje się aż 21 kompozycji, podobnych zabaw w skojarzenia możemy mieć dzięki niej bezliku, więc zdecydowanie warto po nowego Green Daya sięgnąć!
***
Green Day - „21st Century Breakdown”, Warner Music Poland 2009.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.