O bluesie, rodzinie, która jest najważniejsza i modlitwie muzyką z Ireneuszem Dudkiem rozmawia Jan Drzymała.
Jak na zbuntowanego rockandrollowca głosi Pan dość tradycyjne poglądy…
Takim, jakim teraz jestem, ukształtowały mnie wartości, rodzina i wiara oczywiście. Koleje życia ciągnęły mnie w złych kierunkach, ale wartości, jakie ukształtowali we mnie rodzice, były dla mnie oparciem. Zakorzenili je nie poprzez mówienie, ale przez swoją postawę. Nie zawsze tak to postrzegałem. Był przecież ten okres buntu, ale teraz to dopiero widzę. A te wszystkie rzeczy, które były związane z moimi różnymi odchyłami… Umiałem nad nimi zapanować, ponieważ są jedne zasady życia. To jest 10 przykazań i ponieważ jestem wierny tym zasadom, to życie staje się prostsze, normalne, uśmiechnięte. Niebo może być tu na ziemi
Niejeden człowiek, po tym, co Pan przeżył, mówiłby zupełnie inaczej…
Można się nad sobą litować, można mówić: ja bym zrobił zupełnie inaczej, ale trzeba wiedzieć, że to nie człowiek działa, a Bóg. Człowiek powinien się cieszyć z jednej rzeczy: że czasem może być kimś w miarę dobrym. Wtedy to działanie Boga może być w Tobie większe i wtedy masz tę satysfakcję. Nawiązując do tych moich sytuacji rodzinnych, jak chociażby śmierć córki Dorotki, wtedy możesz w jakiś sposób… Nie, nie pojąć, bo tego się nie da pojąć, pogodzić może to jest złe słowo. W każdym działaniu Boskim należy znaleźć pewien sens. Nie ma śmierci bez sensu. Kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać, stając nad jej grobem, znalazłem nawet pewną podpowiedź. Fenomen polega na tym, że człowiek wie, że odejdzie. Śmierć jest cały czas obecna, ale nie dopuszczamy tej myśli do siebie. Nie czujesz jej. Natomiast stając przed grobem, powiedziałem sobie: „Nie! Nie lataj, nie bądź pazerny za popularnością, za pieniędzmi. Pamiętaj, że twoje życie też się kończy i musisz je przeżyć w zgodzie z tą Prawdą, jaką jest Bóg. Podążać za Nim, a przynajmniej próbować”.
Człowiek jest odpowiedzialny przede wszystkim za siebie. Podstawowa rzecz: dostałeś ciało, duszę i z tego będziesz przede wszystkim rozliczony. I nawet czyniąc jakieś dobro dla drugiego, trzeba pamiętać, że musisz to robić bez pewnej chęci aprobaty, dziękowania, obnoszenia się z nim. To powinno być robione w ukryciu, samo dla siebie. Musisz mieć wewnętrzne przekonanie, że masz to zrobić.
Wielu bluesmanów – Nalepa, Riedel – w swoich utworach wyśpiewuje modlitwę. Czy można modlić się bluesem?
W różny sposób można się modlić. Można bezpośrednio zwracać się do Boga. Ja nie piszę tekstów i wolę się modlić skrycie. Nie ukrywam swojej wiary, ale też się z nią nie obnoszę na co dzień. Jeżeli mogę się podzielić swoim doświadczeniem, to ok, ale na razie nie znalazłem potrzeby śpiewania o tym... Przygotowałem kiedyś taki utwór o Trójcy Przenajświętszej na dwustulecie kościoła w Jaworzu. Tam było odniesienie do Absolutu. Co prawda nie ja pisałem tekst. Muzyka była moja. Fajnie jest modlić się, śpiewając. Ja to robię co niedzielę.
Mam rozumieć, że scena to jedno, wiara to drugie?
Jestem człowiekiem wierzącym, ale zasadniczo moja sztuka nie przynależy do Kościoła. Kilka razy w życiu zagrałem w kościele. Ksiądz Stanisław Puchała poprosił mnie kiedyś, bym wystąpił na Sacrosongu. Studenci wtedy modlili się o moje nogi, bo miałem poważny wypadek. Mogłem już nigdy nie chodzić. Zagrałem wtedy w trio z Grzegorzem Kapołką i Bronkiem Dużym. Młodzieży bardzo się podobało, ale pamiętam, że dwie kobiety wyszły z kościoła oburzone. Pomyślałem wtedy: „nie, nie. Nie będę eksperymentował w kościele”.
Muzykę kościelną kojarzę z organami i z piękną harmonią. Byłem przeciwny, kiedy w krypcie katowickiej katedry pojawiły się w latach 60. pierwsze bigbitowe zespoły: gitary, bębny… To było nieporozumienie. Taka muzyka rozprasza. Dzisiaj również jestem przeciwny, jeśli w czasie Mszy pojawiają się młodzi ludzie z gitarami, bębenkami, flecikami i coś próbują grać, a czasem, niestety, jest to byle jakie. Poza liturgią, jak najbardziej, można się spotykać, grać, ale na Mszy – tylko muzyka z górnej półki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.