Domy dziecka potrzebują mądrych podarunków. O tym, żeby dom dziecka dostał w spadku mieszkanie, nikt nie śmiał nawet marzyć.
Trudno jednak mówić o prawdziwej trosce, jeśli dwa razy w roku, na Wielkanoc i Boże Narodzenie, ktoś zabiera je do siebie, a potem oddaje do placówki i nie kontaktuje się już – przestrzegają pedagodzy.
„Biedne” dzieci
Najgorsze, co może być, to traktowanie dzieci z domów dziecka jako tzw. biednych dzieci. – To fakt, że ich los to wielka bieda, ale nikt z naszych podopiecznych nie chce być traktowany w ten sposób. Dzieci najczęściej wstydzą się swojej sytuacji.
Wielu naszych podopiecznych nie przyznaje się w szkole kolegom, że mieszka w placówce wychowawczej, a ich rodzice nie mają z nimi żadnego kontaktu lub kontaktują się sporadycznie – mówi Małgorzata Kalinka. Wśród pomagających jest też taka pokusa, żeby im pobłażać, bo to i tak „biedne” dzieci. – To wielkie nieporozumienie. Naszym dzieciom trzeba stawiać wymagania. Jeśli wyczują, że ktoś traktuje je ulgowo, zazwyczaj to wykorzystują i na przykład odpuszczają sobie naukę albo wagarują, albo nawet wyciągają pieniądze – ostrzegają pedagodzy.
Nie chcemy zniechęcać darczyńców do wspierania domów dziecka. Zachęcamy jednak, by najpierw upewnić się, czego tym placówkom naprawdę potrzeba. Nie chcemy też zrażać rodzin do podejmowania decyzji o zaprzyjaźnieniu się z dzieckiem z placówki opiekuńczej, apelujemy jednak o odpowiedzialność. W domach dziecka brakuje np. wolontariuszy, którzy odrabialiby z dziećmi lekcje, szczególnie z przedmiotów ścisłych. Jeśli naprawdę chcemy pomagać – róbmy to z głową.
***
Potrzeba odpowiedzialności
Małgorzata Kalinka, stażystka
Żeby pomagać dzieciom z domów dziecka, trzeba przede wszystkim dobrze się zastanowić nad tym, co jesteśmy w stanie zrobić. Chodzi tu o zwykłą ludzką odpowiedzialność. Jeśli zdajemy sobie sprawę, że nie będziemy mieli możliwości utrzymywać częstych kontaktów z dzieckiem, nie róbmy mu takich nadziei. Może wtedy lepiej raz na jakiś czas zaprosić grupę dzieci na piknik czy zabrać na basen czy na mecz.
Dzieci to nie rekwizyt, który możemy sobie raz czy dwa razy w roku wypożyczyć, by poczuć się lepiej. Te dzieci potrzebują zainteresowania cały rok, tego, żeby ktoś do nich zadzwonił, zapytał, jak poszło mu w szkole, doradził przy podejmowaniu decyzji. Potrzebują takich rodzin zaprzyjaźnionych, by mieć pewność, że w razie konieczności zawsze ktoś przyjedzie, porozmawia, przytuli. A to już wymaga więcej wysiłku niż przygotowanie jednego więcej nakrycia przy świątecznym stole.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...