Żeby dojść do kaplicy, trzeba lawirować między łóżkami i materacami, ustawionymi na każdym wolnym skrawku podłogi. Na korytarzu głośne oddechy i pokasływania leżących, gwar rozmów i nawoływań bardziej sprawnych. W kaplicy cisza. W półmroku uwagę zwraca czerwone światło przy tabernakulum i duży drewniany krzyż.
Po kilku chwilach zauważam, że krzyż nad ołtarzem to po prostu belki konstrukcyjne ściany; wprost do nich przymocowano figurę Chrystusa. W rogu podświetlony małą lampką obraz Jasnogórskiej. Powoli zanika cisza i spokój. Małe pomieszczenie zapełnia się mężczyznami, wraz z nimi miejsca zajmują młodzi ludzie, studenci. W schronisku dla mężczyzn prowadzonym przez Towarzystwo św. Brata Alberta w podwrocławskim Szczodrem zaczynają się warsztaty ewangelizacyjne, prowadzone przez członków Duszpasterstwa Akademickiego „Dominik”. Mottem dzisiejszego spotkania są słowa „Nie lękajcie się”.
Czego się boję?
Pan Jurek powtarza powoli pytanie prowadzącej spotkanie Kasi. – Boję się samego siebie, czy wytrwam bez picia, czy uda mi się wrócić do pracy, znaleźć choćby najmniejszy, ale własny kąt – mówi. Inni mężczyźni kiwając głowami, potakują. Pan Jurek, od wykonywanego przed laty zawodu nazywany „komandosem”, do schroniska przyszedł tydzień temu. Za nim jednak dłuższe i krótsze pobyty w podobnych placówkach w całej Polsce. To one stały się jego domem, kiedy trzy lata temu zmarła mu żona. Pobyty w schroniskach wyznacza prosty rytm abstynencji i alkoholowego cugu. – Potrafię kilka miesięcy nie pić – mówi otwarcie pan Jurek. – Wystarczy jednak najmniejsze załamanie i zaczynam znowu picie. Na umór.
Felieton księdza Artura Stopki
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.