Żeby dojść do kaplicy, trzeba lawirować między łóżkami i materacami, ustawionymi na każdym wolnym skrawku podłogi. Na korytarzu głośne oddechy i pokasływania leżących, gwar rozmów i nawoływań bardziej sprawnych. W kaplicy cisza. W półmroku uwagę zwraca czerwone światło przy tabernakulum i duży drewniany krzyż.
– Nie wiem właściwie, czego się bałem, ale bym potrafił podać rękę na powitanie, musiało upłynąć sporo czasu – mówi szczerze. Przełom nastąpił, gdy pewnego razu po spotkaniu zagadał się i nie zdążył na ostatni autobus. – Nie miałem wyjścia, musiałem przenocować w schronisku – wspomina. – Dałem radę – śmieje się sam z siebie. – Nikt mnie nie okradł, nie pobił, wyspałem się. Ta noc pozwoliła mi zobaczyć w bezdomnych zwykłych ludzi, pokiereszowanych przez los, ciężko doświadczonych, ale ludzi, a nie jakieś bezimienne jednostki, na widok których odwraca się głowę.
Dominikanin o. Tomasz Franc potwierdza, że taki był zamysł, gdy sześć lat temu zaczynali spotkania. – Myślałem wtedy, że bezdomnym często z nawyku dajemy chleb lub adres jadłodajni, ale nie widzimy w nich osób, które jak wszyscy pragną szacunku i rozmowy. Jednocześnie okazało się, że Andrzej Ptak, zastępca kierownika schroniska br. Alberta, szukał pomysłu, jak przybliżyć bezdomnym Boga, zwykły świat i żyjących w nim ludzi. Tak powstały warsztaty ewangelizacyjne.
Młodzi siewcy
– Boję się samego siebie – kontynuuje wątek pan Roman. – Co tu dużo mówić, doszedłem do zera. Nie mam siły już walczyć. Jego słowa wywołują konsternację. Jednak najbardziej ożywiają się sami pensjonariusze. – Nie możesz tak mówić, trzeba mieć nadzieję, nie możesz dać się przygnębieniu – strofują pana Romana. Zaczynają opowiadać o swoich zwycięstwach nad słabościami. – O to też nam chodzi – komentuje później Kasia – by uczulić ich na siebie nawzajem, by wzmacniali sami siebie, pomagali sobie. Psycholog i terapeuta będą mieli o wiele trudniejsze zadanie, jeśli ich pracy nie wesprze oddany przyjaciel.
– Każde spotkanie ma myśl przewodnią. Sporym zainteresowaniem cieszyło się to, podczas którego mówiliśmy o nawróceniu – wyjaśnia Kasia. – Za każdym razem staramy się przekazać bezdomnym jakąś małą część wiedzy religijnej. – Rozmawiamy z nimi o Panu Bogu, sprawach wiary i nauce Kościoła, ale odsuwamy od siebie myśl o nawracaniu kogokolwiek – deklaruje jednak Agata, studentka V roku historii sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego. – Jesteśmy jak siewca, który wyszedł w pole. Rzucił ziarno, ale gdzie ono upadło? Tego do końca nie wiemy. Bardzo cieszy mnie znajomość z panem Januszem, który przychodzi na wszystkie nasze spotkania, regularnie się spowiada. Kiedyś jeden z panów powiedział mi: „wierzę, nie wierzę, sam nie wiem, ale ostatnio cały dzień myślałem o słowach, które usłyszałem na ostatnim spotkaniu z wami”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.