Nazwy wielu miejscowości brzmią bardzo swojsko. Nic dziwnego, że ich powstanie obrasta legendą. Tak jest i w podmiędzyrzeckich Pieskach.
To nie była spokojna okolica. Wzdłuż traktu wiodącego z Międzyrzecza do Sulęcina liczne bandy zbójców i rzezimieszków napadały na kupców. To jednak zmieniło się, gdy pewien rycerz i myśliwy imieniem Krzysztof, rodem spod Krakowa, wybrał te właśnie lasy na swą siedzibę i uzyskawszy od samego króla pozwolenie, postanowił wznieść tu zamek. Wkrótce knieja zaczęła rozbrzmiewać odgłosami pracy budowniczych, gwarem służby i szczękiem rycerskiego oręża. Gdy zamek stanął, Krzysztof zaprowadził w krainie spokój już to zbrojnie, już to samą tylko sławą swego imienia. Kupieckie karawany były bezpieczne, a polować przyjeżdżali tu rycerze z całej Korony.
Nowy sąsiad spodobał się też kasztelanowi z Międzyrzecza Kazimierzowi, który słynął z rubasznego humoru, kpiarstwa i żartów. Była to dobra sława, bo kasztelan dał się lubić, choć dowcipy miewał dosadne. Jednym z nich postanowił uraczyć i Krzysztofa. A plan był w istocie swawolny.
Pewnego mroźnego dnia w kasztelańskiej psiarni zdechła wyżlica Strzałka. Nie zmartwiło to zbyt kasztelana, który ten fakt od razu wykorzystał. – Obedrzyj Strzałkę ze skóry, a mięso solidnie przypraw, jakby to była dziczyzna – nakazał kucharzowi, który chętnie zabrał się do roboty, przeczuwając kolejny figiel. Pieczeń udała się pierwszorzędnie. Kasztelan polecił ją wraz z pismem wysłać w darze… Krzysztofowi. Nazajutrz sam zamierzał wybrać się tam w odwiedziny, ale wizyta świebodzińskich sukienników i zawieja śnieżna zmusiły go do odłożenia wyprawy. Dopiero kolejnego dnia międzyrzecki kasztelan stanął u bram zamku Krzysztofa. Gospodarz przywitał gościa serdecznie i zaprosił na wieczerzę. Podano piwo i pieczyste. Kasztelan z lubością zaspokajał głód. – Jeszcze nigdy nie jadłem tak wybornej pieczeni – rzekł wreszcie.
– Na zdrowie – odparł Krzysztof. – Ale dziwno mi to słyszeć, bo waćpan sam tę pieczeń przysłałeś. A nie próbowałem jej wcześniej, bom zachorzał. Kasztelańskie oblicze pobladło i zaraz poczerwieniało. – Do diaska! Zjadłem Strzałkę – zawołał i… roześmiał się serdecznie, bo umiał się śmiać z samego siebie. Potem często opowiadał tę historię, a zamek, który był jej świadkiem, zwał „pieskim”. Gdy wokół zamku powstała osada, nazwano ją Pieskami. Choć zamku już nie ma, wieś i nazwa przetrwały.
Fakty o mitach
Pieski wzmiankowane są już 1257 r. Pierwotnie wieś była związana z klasztorem paradyskim. W XVI w. powstała tu najstarsza na ziemiach polskich gmina protestancka, gdzie chroniła się przed prześladowaniami ludność niemiecka. Od XVII do XVIII w. właścicielem wsi był polski odłam (tzw. bukowiecki) możnej rodziny Unrugów. *** Powyższy tekst pochodzi z zielonogórskiego „Gościa Niedzielnego”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...