Film może sporo namieszać. Wsadzić kij w mrowisko, otworzyć zasklepioną ranę, wybudzić z letargu, wywołać gorącą dyskusję. To widać, słychać i czuć.
Znany rekolekcjonista i znakomity malarz o. Marko Rupnik zrobił przed laty eksperyment. Na ogromnej białej ścianie namalował pięć jaskrawoczerwonych kropek. – Co widzicie? – zapytał uczestników rekolekcji. – Pięć czerwonych plam – odpowiedzieli jak jeden mąż. – Tych kilka mikroskopijnych plamek??? A gigantycznej białej powierzchni już nie zauważacie? – zdziwił się Słoweniec. – Tak właśnie – wyjaśniał – działa zło. Jest jaskrawe, krzykliwe. Potężna biała ściana jest niezauważalna.
Zło jest krzykliwe, pcha się na pierwsze strony gazet. Jest medialnie atrakcyjne, napędza machinę sprzedaży. Jak w filmowym obrazie „sprzedać” dobro? Proponujemy bardzo subiektywny ranking filmów, które nas do żywego poruszyły. Opowiedziały jakąś prawdę o Bogu, Jego miłości, tęsknocie. Niektóre z nich wprost zakorzenione są w biblijnych historiach, pozostałe na pierwszy rzut oka są „z innej bajki”. Jedynie pozornie…
Ciężka próba, czyli izraelski film "Goście" z 2004 r.
Dwaj więźniowie zwiewają z aresztu. Nie wiedząc, gdzie się podziać, ruszają do Jerozolimy, do kumpla z dawnych czasów, niegdyś niezłego zabijaki. Tyle że ten jest od lat pobożnym chasydem i właśnie zaczyna świętować Sukkot – Święto Namiotów. A że tego dnia trzeba przyjąć pod dach wszystkich, którzy zapukają do drzwi, Moshe Bellanga wraz z żoną decyduje się na ugoszczenie opryszków. Tytułowi goście, nie wierząc w duchową przemianę kumpla, nieustannie go prowokują, upokarzają, reagują szyderstwem.
To ciężka próba. Wydaje się, że zbyt ciężka, bo pojawienie się zbiegów uruchamia w pobożnym małżeństwie lawinę oskarżeń i wątpliwości.
Genialny film! Znalazłem go przypadkiem. Oglądałem go wielokrotnie. Żaden obraz nie powiedział mi tyle o żarliwej modlitwie, przechodzeniu przez ciemność i tęsknocie. Tekst: Marcin Jakimowicz.
Widział Boga w cierpieniu, czyli włoski film "Drzewo na saboty" z 1978 r.
Co jest największą wadą filmów podejmujących tematykę religijną? Ilustracyjność. Widać to szczególnie w filmach, których twórcy starają się przekładać wątki biblijne na ekran. Są jednak produkcje, które odnosząc się do Ewangelii, podejmują temat w sposób oryginalny. Takie, w których realistyczna forma wyrazu wychodzi poza zwykły opis rzeczywistości. Do takich należy „Drzewo na saboty” w reżyserii Ermanna Olmiego. To genialne elegijne misterium filmowe o losach kilku chłopskich rodzin z Lombardii na przełomie wieków XIX i XX. Rytm ich życia wyznaczają kolejne pory roku, a porządek ten uświęcony jest mocną wiarą i ewangelicznymi nakazami. Film przedstawia jednocześnie społeczną niesprawiedliwość, a końcowe sekwencje związane z wyrzuconą przez ziemskiego posiadacza rodziną są naprawdę wstrząsające. Tekst: Edward Kabiesz.
Kapitanie, mój Kapitanie!, czyli amerykański film "Stowarzyszenie Umarłych Poetów" z 1989 r.
Pierwszy raz oglądałem ten film jako nastolatek, ale doskonale pamiętam własne wzruszenie towarzyszące momentowi, w którym uczniowie profesora Keatinga (znakomita rola Robina Williamsa) wchodzą na szkolne stoliki, wypowiadając słynne: „Kapitanie, mój Kapitanie!”. Nie przypominam sobie, czy w filmie były jakieś bezpośrednie nawiązania do chrześcijaństwa, ale mnie osobiście przesłanie tego obrazu wydaje się dziś głęboko chrześcijańskie. Kluczowa scena rozgrywa się w sytuacji, w której teoretycznie wszyscy dobrzy bohaterowie przegrali: Keating, który musi opuścić szkołę, i uczniowie, którzy w sytuacji próby wyparli się swojego mistrza. I nagle, wbrew wszystkiemu, dokonuje się w nich wielkie zwycięstwo. Nigdy przecież nie jest za późno, żeby powiedzieć: „Kapitanie, mój Kapitanie!” albo: „Pan mój i Bóg mój”. Tekst: Szymon Babuchowski.
Odnajdziesz siebie, czyli amerykański film "Pasja" z 2004 r.
Nieczęsto się zdarza, by produkcja religijna była zarazem wybitnym dziełem artystycznym. Gibsonowi udało się stworzyć obraz, w którego centrum widz odnajduje siebie. Byłem na seansie z osobami, które nie przejawiały wówczas szczególnego przywiązania do spraw wiary, a jednak one także zastygły w bezruchu. Nie z przerażenia, nie z zażenowania, tylko – to wisiało w powietrzu – z poczucia dotknięcia prawdy, istoty tego, „o co w tym wszystkim chodzi”. Tak zapamiętałem ten film, który jeszcze przed premierą rozbudzał emocje. A gdy wszedł na ekrany, można było usłyszeć, że grzeszy dosłownością i brutalnością. Każdy jednak, kto podszedł do niego bez uprzedzeń, wiedział, że to żadne epatowanie grozą, tylko oddanie tego, czym naprawdę było zbawcze dzieło Chrystusa. Po „Pasji” nie da się już bezrefleksyjnie powtarzać słów: „Dla Jego bolesnej Męki”. Tekst: Jacek Dziedzina.
O życiu Boga w życiu człowieka, czyli francuski film "Ludzie Boga" z 2010 r.
Czy w zsekularyzowanym świecie historia męczenników z klasztoru trapistów Notre-Dame de l’Atlas w Tibhirine w Algierii może odnieść sukces? Może. I odniosła. Film „Ludzie Boga” święcił triumfy nie tylko w Cannes. Miliony widzów, dziesiątki nominacji i nagród. A bracia odchodzący po śmierć w jakąś bliżej nieokreśloną przestrzeń, zamgloną i niejasną, na zawsze pozostali w mojej pamięci. Zwyczajni, normalni – rzekłbyś – ludzie oddani modlitwie i prowadzący bezpłatną przychodnię lekarską, ze wszystkimi zaletami i przywarami właściwymi rodzajowi ludzkiemu. Przeżywający zwątpienia, również te w wierze, kłócący się, kiedy przychodzi na to czas, i milczący, kiedy należy. To nie jest ani film o Bogu, ani film o człowieku. To jest film o życiu Boga w życiu człowieka. I chociaż – paradoksalnie – jest historią męczeńskiej śmierci, jest też po prostu filmem o życiu. Tekst: ks. Adam Pawlaszczyk.
Nasłuchiwanie, czyli francusko-niemiecko-szwajcarska "Wielka cisza" z 2005 r.
Na ponad 2,5 godziny znalazłem się w otoczeniu francuskich Alp, pośród mnichów z klasztoru La Grande Chartreuse, w miejscu przenikniętym kompletną ciszą. Filmowy obraz Philipa Gröninga ma tę moc, że od pierwszych scen chwyta za serce i przenosi widza w samo centrum wydarzeń, gdzie słońce wschodzi i zachodzi, zmieniają się pory roku, a bohaterowie niezmiennie trwają w Bożej obecności. Modlą się – razem i w osamotnieniu, pracują w ogrodzie, studiują księgi. Tytułowa cisza na początku może niepokoić. Jest gęsta, wręcz fizyczna. Tylko na chwilę przerwą ją dźwięki dzwonu, śpiew nieszporów. Później jednak koi, uzdrawia. Zatęskniłem za nią tuż po wyjściu z kina, w zgiełku ulicy. W natłoku myśli przebijały się jeszcze słowa, które reżyser parokrotnie umieścił na ekranie: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” (Jr 20,7). Tekst: Piotr Sacha.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.