Czyli kolejna legendarna rola Dustina Hoffmana.
„Absolwent”, „Mały wielki człowiek”, „Maratończyk”, „Wszyscy ludzie prezydenta”, „Nocny kowboj”, „Sprawa Kramerów”… - któż nie zna tych filmów? Co zaskakujące, wystarczyła ledwie nieco ponad dekada (lata 1967-1979), by Dustin Hoffman „napisał nimi” własną historię kina.
W roku 1982 dopisał kolejny rozdział. Tym razem kompletnie zaskakując widzów swoją aktorską kreacją. Przyszło mu bowiem zagrać kobietę - Dorothy Michaels. Choć tak naprawdę gra tu przecież Michaela Dorsey – niemogącego przebić się aktora, który pewnego dnia, w kobiecym przebraniu (i pełnej charakteryzacji), postanawia wybrać się na casting dla kobiet i… dostaje rolę.
Odtąd przyjdzie mu więc grać dwie postacie za jednym zamachem – sam będzie udawał kobietę (wspomnianą już Dorothy), która to znów, w popularnej telenoweli, wcielać będzie się w administratorkę szpitala nazwiskiem Emily Kimberly.
Dustin, Michael, Dorothy, Emily… - już tu można się pogubić, tymczasem Hoffman brawurowo przeskakuje z roli do roli i choć film ów to w dużej mierze komediowa farsa, nie można go postrzegać, czy oceniać wyłącznie w tych kategoriach.
Bo to także opowieść o aktorskim fachu. Jego tajemnicach, trickach, sytuacjach archetypicznych (czyż w podobnych tarapatach nie znajdowali się przed laty Buster Keaton, czy Harold Lloyd? Ratuj się jak możesz! Wszystkie chwyty dozwolone! Więc Michael próbuje. By zdobyć angaż, decyduje się na szaloną mistyfikację).
Nie brak tu także wątków feministycznych, równouprawnieniowych. Dopiero po wejściu w skórę/kostium/rolę kobiety, bohater widzi w jaki sposób są one traktowane. Z jakimi zachowaniami przychodzi im się stykać na co dzień.
„Tootsie” otrzymało 10 nominacji do Oscara. Skończyło się tylko na jednej statuetce – dla Jessici Lange, jako najlepszej aktorki drugoplanowej. Zaskakujące? Poniekąd, ale trzeba pamiętać, że Oscara za pierwszoplanową rolę męską zgarnął wówczas Ben Kingsley za kapitalną kreację w filmie „Ghandi”, zaś konkurentami Hoffmana byli jeszcze Peter O’Toole, Jack Lemon i Paul Newman.
Legendy, legendy, legendy…
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.