Recenzje

KSIĄŻKI

Potężna siła

Ural Północny, rok 1959. Grupa studentów wyrusza, aby zdobyć zimą szczyt Otorten. Zaprawieni w turystyce, wyposażeni, silni, odpowiedzialni i zdyscyplinowani. Po kilku tygodniach znaleziono ich ciała. Badający tę sprawę od 60 lat zgadzają się tylko co do kilku rzeczy: namiot został przecięty nożem od wewnątrz, turyści nie mieli na sobie kurtek ani butów. Przyczyna śmierci rozrzuconych na przestrzeni trzystu metrów ciał: hipotermia. I cały protokół rozbieżności: niektóre ciała mają liczne urazy, czubki wysokich drzew są osmalone, a w trumnie znajduje się przynajmniej jedno ciało, które nie należy do żadnego z turystów.

To, co wydarzyło się na Przełęczy Diatłowa (nazwa pochodzi od kierownika feralnej wyprawy), do dziś nie daje spokoju. Odpowiedź od lat jest tylko jedna: potężna siła. Autorka czyta raz jeszcze dokumenty i bada racjonalne hipotezy. Dostajemy fascynujący thriller wprost z serca zimnej wojny: chaos w dokumentach, znikające dowody, śledczy śledzący śledczych…

Gdy w 1953 r. doszło do katastrofy w elektrowni atomowej w pobliskim Majaku, tylko nieliczni wiedzieli, co się wydarzyło. Tajemnica państwowa warta była śmierci kilkuset osób. Studiujący na Politechnice Uralskiej siłą rzeczy związani byli z zakładami, które uczestniczyły w wyścigu zbrojeń. Wymyślali patenty, kreowali szalone wizje, które miały być wykorzystane do budowania rakiet – śmiercionośnych i kosmicznych. Wszystko, co wiązało się z grupą Diatłowa, też należało do państwa: mapy, sprzęt do turystyki, kariera zawodowa. Również ich śmierć.

Marcin Cielecki

PŁYTY

Coś więcej niż materia

Ach, jak potrzebne są takie dźwięki – subtelny jazz, by odpłynąć, puścić wodze. Na tle wszechobecnego wygrażania światu i obrażania się na rzeczywistość płyta „Bez końca” wydaje się bezczelnością. Oto dwóch młodych ludzi wierzy, że „jest coś więcej niż materia”. To łódzki duet: Radosław Bolewski – śpiewający i grający na perkusji, oraz Maciej Tubis – mistrz fortepianu. Słyszę, że do nich należy świat. Jeden z nich ma głos, który nie wstydzi się czułości. Spod palców drugiego wypływa idealnie dobrana porcja dźwięków lub szalona improwizacja, pełna wirtuozerii. By tak grać, trzeba mieć Żelazową Wolę!

Rozumiem cię – Bolewski zdaje się śpiewać wątpiącemu – „kawa o poranku ma apokaliptyczny smak”, ale spróbuj odkryć w sobie odpowiedzialność, poczuć kruchą niesamowitość „naszego śladu”. Zachwycają: olśnienie wielkością („Ocean”), hymn do cudu miłości („Afirmacja”) i wyznanie wiary, że można tak pragnąć, by wpłynąć tym na rzeczywistość („Zagęszczenie”). W „Przyśnij się” tekst skrzy się od subtelnych wyznań, a dynamiczny „Czas spokojny” przekonuje, że nasze kłótnie są niemądre, bo przecież tyle nas łączy. „Walczyk” przez oryginalne wstawienie sitcomowych śmiechów kpi nie tylko z bezrozumnej pomnikomanii, ale też z braku wyczucia. Tytułowy utwór brzmi kojąco. Jest delikatny i dostojny, płynie jak rzeka miodu, frunie jak dmuchawiec. Jeśli potrzebujesz obudzić w sobie pewność, przeniknąć „jak zapach, jak dźwięk”, wiesz, co masz robić.

Krzysztof Kleszcz

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama

Reklama