Wędrówka pośród ruin

Immaculee Ilibagiza OCALONA ABY PRZEBACZYĆ Wyd. Duc In Altum, Warszawa 2010

…i z otchłani ruandyjskiego ludobójstwa podźwignąć się do nowego życia

Rozdział 4

Pokój i modlitwa

Poza Bogiem i mną nikt inny nie wchodził do tego pokoju w Christus Center. To była moja prywatna izdebka, w której kryłam się przy każdej sposobności. Czasem tak bardzo pragnęłam się tam znaleźć, że już w czwartek wieczorem pakowałam torbę z podręcznymi rzeczami, by w piątek po pracy nie wracać już do domu Sary, ale iść prosto do ośrodka i pozostać tam aż do niedzielnego wieczoru.

Moją modlitwą wypowiadaną zaraz po przyjściu było dziękczynienie: Dzięki Ci, Panie, za to, że obdarzasz me serce nowym życiem. Proszę Cię, zachowaj je w czystości, wolne od nienawiści, gotowe zawsze przebaczać. Z początku poczucie wolności płynące z posiadania własnego pokoju było wręcz oszałamiające. Łzy jakby dobrze wiedziały, że nikt nie patrzy, bo tryskały mi z oczu natychmiast, w chwili gdy zamykałam za sobą drzwi mojej samotni. Z tego powodu kilka pierwszych tygodni w Christus Center było niezwykle mokrych. Przebywanie sam na sam z Bogiem wyzwoliło we mnie długo skrywane emocje, odsuwane dotąd na bok bolesne wspomnienia znalazły się w centrum mojej świadomości. Szlochałam histerycznie, opłakując to, co utraciłam. Wiedziałam jednak, że te łzy muszą płynąć. Wiedziałam też z absolutną pewnością, że Bóg nie chce, abyśmy do końca życia nosili w sercu tak ogromny ciężar smutku.

Po długich godzinach wyzwalającego płaczu siadałam przy oknie i patrzyłam na rozciągające się przede mną łagodne wzgórza. Zastanawiałam się, czym tak naprawdę jest szczęście. Zanim nadeszło ludobójstwo byłam szczęśliwa, tak jak szczęśliwi byli moi bliscy. Jednak czy tamto szczęście było prawdziwe, skoro ktoś mógł je zburzyć tak łatwo? Niektórzy moi współpracownicy z biura ONZ najbardziej lubili romansować lub chodzić na zakupy. Ale czy prawdziwe szczęście może polegać na fizycznej przyjemności, zaspakajaniu czyichś żądz lub bezsensownym wydawaniu pieniędzy? A ci, którzy dawniej, przed rzezią, radośnie oddawali cześć Bogu w kościele, teraz siedzieli w ławkach ponurzy, nieszczęśliwi i nawet najweselsze pieśni mruczeli smutno i monotonnie.

Im więcej rozmyślałam o szczęściu, tym bardziej odnosiłam wrażenie, że opuściło ono Ruandę na dobre. Nigdzie nie widać było nawet przebłysku światła. Jakże będziemy żyć bez śmiechu i radości? – pytałam samą siebie. – Jak jednak możemy śmiać się po takiej rzezi, gdy ciała wciąż gniją na ulicach, a dzieci wciąż giną rozrywane granatami?

Przecież Bóg chciał, abyśmy byli szczęśliwi, chciał, abyśmy odnajdywali szczęście, napełniając nasze serca Jego miłością. Sam Jezus powiedział nam to w Ewangelii świętego Jana:

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna(J 15, 9–11).

Lecz ludzie zapomnieli, jak szukać Bożej miłości – nie potrafią już wznieść ku Niemu swoich serc przygniecionych smutkiem. Czy Ruanda zazna jeszcze Twej miłości i radości, Panie? – pytałam na modlitwie. – Cóż ja mogę zrobić? W jaki sposób mam Ci służyć?

Wsparłam głowę na Biblii leżącej na stoliku, chcąc uspokoić myśli i dać odpocząć sercu. Przecież odpowiedzi, których szukałam, były zawarte właśnie tutaj, w Słowie Bożym. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, jak słoneczny promień wślizguje się przez małe okienko mojego pokoju. Promień padł na moją skórę i poczułam jego ciepło. Widząc, jak kwiaty w ogrodzie zwracają się ku słońcu, by czerpać zeń energię do życia, pomyślałam: Czyż nie Ty jesteś słońcem, Boże? Ty – Światło i Źródło Życia?

Wszędzie czułam Bożą obecność – w delikatnym zapachu świeżych pąków w ogrodzie, w ciepłym powiewie wiatru omiatającym dolinę i czule pieszczącym mi twarz. Nieskończona wielkość Boga nadawała memu smutkowi nową perspektywę. Moc Boga jest tak przeogromna, zaś moje siły tak marne – myślałam. – Dlaczego więc sama zmagam się z moim strapieniem, skoro mam przy boku Kogoś tak wielkiego, kto gotowy jest pośpieszyć mi z pomocą i odpowiedzieć na moją najcichszą modlitwę? Odpowiedź czekała zaraz pod ręką – w Biblii i dobrze o tym wiedziałam… Nie musiałam prowadzić mojej walki samotnie.

Wyciągnęłam się na łóżku, rozluźniłam mięśnie i zaczęłam ćwiczenie duchowe, którego nauczyłam się na spotkaniach grupy modlitewnej na uniwersytecie, a które nazywaliśmy „Oddanie”. Oddychając powoli i głęboko, zamknęłam oczy, otworzyłam serce na działanie Ducha Świętego, a myślom pozwoliłam odpłynąć w niebiosa. Modliłam się wolno, robiąc przerwy pomiędzy zdaniami i nasłuchując w ciszy Bożego głosu.

– Panie, wejdź w moje życie, zabierz mój ból – powiedziałam na głos. – Oddaję to wszystko Tobie: każdy mój smutek, każde zranienie, wszystkie wątpliwości i każdą łzę. Weź moje zbolałe serce, napełnij je Twoją miłością, Ojcze, Ojcze, Ojcze, Ojcze…

Powtarzałam to słowo wiele razy, aż zasnęłam. Gdy się zbudziłam, kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie, że wzlatuję ku górze. Przestraszyłam się, że jeśli zaraz nie złapię się łóżka, wyfrunę przez okno i uniosę się hen, wysoko nad doliną. Bóg oczyścił mą duszę ze smutku, osuszył moje łzy i rozjaśnił mi twarz uśmiechem. Byłam szczęśliwa. (...)

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości