Nie da się nie wierzyć w cuda. One po prostu są częścią naszej rzeczywistości, choć my uparcie staramy się ich nie zauważać... Rozmowa z Elżbietą Ruman, dziennikarką, teologiem, autorką książki „Dotyk nieba”.
Agata Puścikowska: Trzeba wierzyćw cuda?
Elżbieta Ruman: – Nie da się nie wierzyć. One po prostu są częścią naszej rzeczywistości, choć my uparcie staramy się ich nie zauważać lub też próbujemy na siłę wymyślać racjonalne wytłumaczenie tego, czego racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Mam nadzieję, że zbiór moich reportaży – zwykłych i prostych, a jednocześnie dotykających wielkiej tajemnicy – pozwoli uwierzyć w cuda tym, którzy ich w swoim życiu (jeszcze) nie doświadczyli.
Jak długo powstawała Twoja książka?
– Historie, które zebrałam, poznawałam przez pięć lat pracy. Robiłam reportaże dla telewizji, jeździłam po całym kraju i poza nim. Poznawałam wyjątkowych ludzi, którzy w przedziwny sposób doświadczali obecności i działania w ich życiu świętych, błogosławionych, sług Bożych. Te historie spisałam, więc można powiedzieć, że książka powstała niejako przy okazji. Spisałam, ponieważ chciałam, żeby nie zginęły, nie zostały zapomniane.
Czy historie, które poznałaś, w jakiś sposób odmieniły Ciebie?
– Z pewnością nie zapomnę o poznanych ludziach. A święci, którzy im pomogli, stali się ważni i dla mnie. Tak naprawdę zawsze fascynował mnie wpływ świętych na nasze życie. Od zawsze chyba tropiłam ich obecność we współczesnym świecie, wśród zwykłych ludzi. Na pozór – nie widać ich, nie słychać. A okazuje się, że bardzo często ingerują pozytywnie w życie ludzi. Co więcej – wokół osób, które miały kontakt ze świętymi, również wiele dobrego się dzieje i zmienia. Środowisko, otoczenie, wręcz całe miasteczka, w jakiś sposób stają się pozytywnie naznaczone. To nic innego jak obcowanie świętych. Każda z poznanych i opisanych historii wywarła na mnie wielkie wrażenie.
Która w sposób szczególny?
– Chyba moim ulubionym reportażem jest historia o Danielu, który doświadczył wręcz namacalnej pomocy Urszuli Ledóchowskiej, wtedy jeszcze błogosławionej. Gdy miał 16 lat, mieszkał podczas wakacji w domu sióstr urszulanek. Z nudów, a także aby pomóc siostrom, kosił trawę. Trawa była mokra i z powodu nieszczelności kabla doszło do zwarcia przewodów. Daniel został porażony prądem o ogromnej mocy – powstał tzw. łuk elektryczny, który zabija człowieka w 0,14 sekundy. Daniel zdawał sobie sprawę, że umiera. Nagle podbiegła do niego urszulanka i odciągnęła go za nogi w bezpieczne miejsce. Chłopak stracił przytomność, ocknął się w szpitalu. Opowiadał o tym, jak został ocalony, dziękował zakonnicom za pomoc. Tylko że… żadna z sióstr nie była w pobliżu. A gdyby nawet próbowała mu pomóc – nie byłaby w stanie – zginęłaby porażona prądem. Gdy po pewnym czasie Daniel zobaczył zdjęcie Urszuli Ledóchowskiej, wiedział już, kto mu pomógł… Był świadkiem w procesie kanonizacyjnym zakonnicy.
W książce opisujesz też cuda, które dokonały się jeszcze za życia Jana Pawła II…
– Tak. Opisałam m.in. zupełnie niezwykłą i wzruszającą historię dziesięcioletniej Pauliny, chorej na nowotwór złośliwy kości. Dziecko było leczone przez dwa lata bezskutecznie. Lekarze nie potrafili jej pomóc i wyznaczyli termin amputacji nogi. Znajomy ksiądz jednak zaproponował dziewczynce, żeby napisała list do Jana Pawła II z prośbą o modlitwę. Dziecko tak zrobiło. List dotarł do papieża pod koniec 2004 r. W grudniu do Pauliny przyszła odpowiedź z Watykanu. Jan Paweł II zapewniał o modlitwie, przysłał jej też różaniec, na którym miała się modlić. Dziewczynka modliła się, a jednocześnie szykowała do operacji. Po miesiącu, gdy pojechała na końcowe badania, tuż przed amputacją okazało się, że… komórki rakowe zupełnie zniknęły.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.