Sandałowa komedia romantyczna?
Brzmi wręcz nieprawdopodobnie, a jednak tym właśnie jest ów nakręcony w 1945 roku film.
Film, rzecz jasna, w gwiazdorskiej obsadzie, bo w roli władczyni Egiptu wystąpiła tu sama Vivien Leigh, czyli Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem”, zaś w Cezara wciela się Claude Rains - znany chociażby z „Casablanki” czy „Lawrence’a z Arabii”. A jest tu przecież także Flora Robson – pamiętna królowa Elżbieta I z „Sokoła morskiego”, czy Stewart Granger, czyli Old Surehand z kolejnych filmów o przygodach Winnetou.
Klasyczne Hollywood w pigułce? Bez wątpienia, bo też ten wyreżyserowany przez Gabriela Pascala obraz, idealnie wpisuje się w ówczesny trend tworzenia wielkich, kostiumowych widowisk. Filmów biblijnych, historycznych, „sandałowych”. Tyle tylko, że tutaj mamy do czynienia z nieco inną, bo lżejszą tonacją. W czym oczywiście spora zasługa scenarzysty filmu - George’a Bernarda Shaw (film oparto na sztuce jego autorstwa z 1901 roku).
A więc antyczna, romantyczna farsa. Istna komedia niekończących się pyskówek, wiecznych pomyłek, pałacowych intryg i błyskotliwych dialogów, w których znakomici aktorzy naprawdę mogą się popisać.
Szarżują? Raczej grają na większym niż zwykle, w tego typu filmach, luzie. Mogą sobie (nareszcie) na więcej pozwolić. Patos „Ben Hura”, „Dziesięciorga przykazań”, czy nakręconej niemal dwie dekady później „Kleopatry” z Elizabeth Taylor, to nie tutaj. Tu chodziło o lekkość, rozrywkę i eskapizm – tak bardzo wyczekiwane przez kinowych widzów w czasie II wojny światowej.
Niby błahostka. Głupstewko. A jednak ogląda się „Cezara i Kleopatrę” z ogromną przyjemnością.
„Ja się bawiłem” - mawiał często, na koniec, Zygmunt Kałużyński. Ja także! :)
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...