Jan T. Gross zdobył sławę, pieniądze i prestiż, przekonując świat, że Polacy nie tylko pomagali Niemcom w organizacji zagłady Żydów, ale także na tym dobrze zarobili. Wkrótce wyjdzie jego nowa książka.
Liczby według uznania
Gross w ogóle nie weryfikuje źródła tak wrażliwego, jakim jest ustna relacja, spisana po latach. Szerokim łukiem omija archiwa IPN, gdzie znajdują się setki dokumentów inaczej przedstawiających wydarzenia, o których pisze. Całkowicie zignorował wynik śledztwa IPN w sprawie mordu w Jedwabnem, wskazujący na decydującą rolę grup specjalnych SS oraz żandarmerii w tej zbrodni. Liczby przytacza według własnego uznania. W wyniku ekshumacji ustalono, że w stodole w Jedwabnem 10 lipca 1941 r. spalono ok. 300 osób. Gross nadal twierdzi, że liczba ofiar sięgała 1600. Założenie „Sąsiadów” opiera się na przekonaniu, że większość mieszkańców Jedwabnego uczestniczyła w mordowaniu swych żydowskich sąsiadów. Jakie autor ma na to dowody? Żadnych. Według zeznań, liczba Polaków uczestniczących w pilnowaniu Żydów, często na polecenie okupacyjnej władzy, oraz ich eskortowaniu do stodoły, gdzie zostali spaleni, wynosiła ok. 40 osób. W procesie w 1949 r. oskarżono 22 osoby, wyrok skazujący zapadł w stosunku do 10. To jednak nie przeszkadzało Grossowi dalej twierdzić, że to nie kilkanaście osób z Jedwabnego i okolicy, ale „mieszkańcy” wymordowali swoich sąsiadów.
Podobną metodę przyjmuje w „Strachu”, gdzie opisuje, skądinąd powszechnie znane, fakty dotyczące strasznego mordu na Żydach w Kielcach w 1946 r. Historycy szacowali, że w różnych fazach zbrodni uczestniczyło kilkaset osób. Po pogromie aresztowano około 100 osób. Gross jednak powtarza, że jedna czwarta mieszkańców Kielc, czyli blisko 12 tys. ludzi, brała w tym udział. Liczba jest absurdalna, zważywszy, że prokurator IPN prowadzący śledztwo dokonał pomiarów miejsc, w których rozgrywał się dramat. W jego ocenie, nawet zakładając, że były całkowicie wypełnione tłumem, nie mogło tam być więcej jak 500 osób. Nie przeszkadza to jednak Grossowi obstawać przy swoich liczbach.
Pogarda dla faktów
Gross właściwie w ogóle nie musiałby korzystać z jakichkolwiek dokumentów, gdyż tezę, którą wykłada w swych książkach, ma w głowie przed sięgnięciem po dokumenty, które cytuje, wyrywając je z kontekstu lub pomijając w nich to, co jest niezgodne z założoną z góry tezą. Dlatego nie bada archiwów bądź ośmiesza się, jak w „Sąsiadach”, podając nazwy dwóch zespołów archiwalnych, które nie istnieją. Nigdy także nie weryfikuje żadnej ze swych tez, choćby inni historycy ustalili fakty zupełnie inne. W „Sąsiadach” pisze o biskupie łomżyńskim, który rzekomo miał przyjąć od Żydów srebrne lichtarze, aby ocalić ich od pogromu, a w rzeczywistości w żaden sposób im nie pomógł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...