I nie tylko jego. Bo każdy kto obejrzy ten film, pewnie także poczuje się szczęśliwy.
Wszak oto, na oczach widzów, ożywają ilustracje z kultowych książeczek autorstwa René Goscinnego i Jean-Jacques'a Sempégo.
Kto z nas nie zna przygód Mikołajka? Kto nie zaczytywał się nimi w dzieciństwie, a może i wracał do nich z przyjemnością po latach? A preteksty były.
A to na ekrany kin wchodził „mikołajkowy” film fabularny, w którym ojca tytułowego bohatera grał przezabawny francuski aktor komediowy Kad Merad. A to córka twórcy, Anne Goscinny, zdecydowała się wydać książkowe nowe przygody Mikołajka, z nigdy dotąd niepublikowanymi, a czasem i w ogóle nieznanymi, cudem odnalezionymi tekstami René Goscinnego.
Teraz przyszła pora na animowane „Szczęście Mikołajka”. I to jak animowane! Bo nie jest to przecież sztampowy film rysunkowy, a śliczne, malarskie ilustracje, które ożywają na naszych oczach, zachwycając i bawiąc jednocześnie. Zarówno młodych, jak i dorosłych widzów. Był bowiem Goscinny wybitnym humorystą, który równie sprawnie poruszał się w tematach i klimatach bliskim dzieciom (szkoła, wagary, wyjazdy na kolonie), jak i ich rodziców - „przeboje” z szefem, sąsiadem, teściową itp.
Jest więc to rozrywka dla całej rodziny. Bardzo ciekawa - nie tylko wizualnie, ale i fabularnie. Bo przecież to nie tylko bajka, ale także film biograficzny: raz widzimy Mikołajka, a raz jego twórców, pracujących nad jego przygodami. Wspominających różne epizody z własnego życia. Nie zawsze lekkie, łatwe i przyjemne (kapitalna, przejmująca sekwencja z czasów hitlerowskiej okupacji Paryża).
A gdy znowu wracamy do perypetii tytułowego bohatera, oglądamy je w najróżniejszych konwencjach – np. musicalu. Albo szalonej fantazji Mikołajka, który w marzeniach jest pilotem, piłkarzem, muszkieterem, kolarzem wygrywającym Tour de France…
Wyobraźnia nie ma granic. Wszystko jest tu możliwe. Więc tylko wybrać się do kina!
„Szczęście Mikołajka” na naszych ekranach już od 3 marca. Zwiastun produkcji - poniżej: