Pięćdziesiąt lat po wydaniu słynnego albumu Pink Floyd ekslider nagrywa go jeszcze raz – nie do końca wiadomo po co.
Nowe wersje utworów pozbawione są niemal wszystkich atutów, które posiadał oryginalny krążek. Bez gitary i głosu Davida Gilmoura całość okazuje się nijaka. Na domiar złego Waters wplata w nią długie odczytania swoich „wierszy”, czyniąc z muzyki tło dla tych melorecytacji. Miało być bardziej refleksyjnie, a jest tak nudno, że dotrwanie do końca płyty graniczy z heroizmem. Dzieło chyba tylko dla zupełnie bezkrytycznych fanów Watersa.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.