Piórkiem o perełkach

– Z wykształcenia jestem architektem, ale dziś niepraktykującym. Z zamiłowania jestem podróżnikiem i rysownikiem, a czasami też trochę piszę – mówi o sobie zielonogórzanin Zbigniew Jaworski.

Format A3

– Rozpoczynam zawsze od szkiców obiektów – zdra­dza swój warsztat pracy rysownik. – Najważniejsze jest to, by uchwycić zarysy, proporcje i kształty. Jednak to dopiero jakieś 2–3 proc. pracy – wyjaśnia. Później nie potrzeba już ciągłego patrzenia na dany budynek, więc światłocie­nie, listki, drzewa i detale powstają najczęściej w domu, gdzie pomocą służy dokumentacja fotograficzna w komputerze. Rysuje cienkim rapidografem, takim jakiego używają kreśla­rze, na kartkach brystolu formatu A3, które zawsze ma ze sobą na wyjazdach. – Prawdę mówiąc, w domu zwykle bez przerwy coś się dzieje, dlatego zdecydowanie najlepiej mi się pracuje w sanatorium. Mam wtedy dużo czasu… – uśmiecha się Zbigniew Jaworski. W uzdrowiskach leczenie idzie w parze z in­tensywną pracą. – Rysuję najczęściej 3–4 godz. dziennie, gdy jest dobre światło, a wieczorami dla odmiany piszę… Nie potrafię siedzieć bez­czynnie – mówi zielonogórzanin.

Rysowanie nie jest dla niego najważniejsze. – Przyjemność sprawia dopiero tworzenie obrazu – mówi artysta z błyskiem w oku. – Mam frajdę, gdy kładę cienie, kolejnymi kreskami wydobywając jakieś elementy. Przejście od jed­nego szczegółu do drugiego, porzucanie jedne­go niuansu, a wyodrębnianie innego… Wtedy tworzy się kompozycja, która jest już moją wła­sną. Kształt budynku jest narzucony, ale de­cyduję, jaką kreską jest zrobiony – opowiada rysownik. – Zabawa polega na tym, jak to ujmę, jak pokażę, co zaakcentuję… Zwykłe odzwier­ciedlenie budynku, jak na zdjęciu, nie daje żad­nego zadowolenia. Chcę, żeby rysunek miał w sobie nastrój, duszę, to coś – wyjawia pan Zbigniew.

Rysownik i gawędziarz

Wzorem swojego mistrza Wiktora Zina Zbigniew Jaworski nie tylko tworzy obrazy, ale potraf o nich godzinami opowiadać. Dobrze zna historię miejsc, które rysuje, łącznie z szep­tanymi do ucha ciekawostkami. – W pałacu w Wojnowie urodził się książę holenderski Bernard zur Lippe-Biesterfeld, późniejszy mąż królowej belgijskiej. Przyjeżdżała tu również jako dziecko obecna królowa Holandii Beatrix – mówi, wskazując jeden z wiszących na ścianie obrazów. – To jest pałac w Zaborze, zbudowany ponoć za pieniądze z okupu za wziętego do nie­woli tureckiego paszę, czyli generała. Należał on do Fryderyka Augusta, syna naszego króla Augusta II Mocnego i hrabiny Cosel – ujaw­nia się gawędziarski talent rysownika. – Hra­bina bardzo chciała, aby jej syn zasiadł również na tronie. Ponoć tak mocno wtrącała się do poli­tyki, że Ferdynand zamknął ją w areszcie domo­wym. Sam Ferdynand zmarł raniony w jednym z wielu pojedynków – kończy kolejny wątek.

Zapytany o to, dlaczego z takim zacięciem wciąż wraca do rysowania, a nie skupi się na jednej konkretnej rzeczy, skoro tak bardzo brakuje mu czasu, odpowiada z powagą: – Podstawowa moja umiejętność to nie organizo­wanie wycieczek, ani pisanie książek. Jestem przekonany, że największym darem od Pana Boga jest umiejętność rysowania. Jeżeli tego daru z jakichś przyczyn bym nie wykorzy­stywał, gdybym odpuścił, porzucił, zostawił, to obrażałbym Go – kończy, uśmiechając się.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości