Nagrodzone zdjęcie jest częścią fotoreportażu, jaki Szymczuk - wówczas fotoreporter "Gościa Niedzielnego"- zrobił na kijowskim Majdanie, krótko po tym, gdy ukraińskie służby na rozkaz prezydenta Janukowycza strzelały do protestujących.
Jakub Szymczuk, były wieloletni fotoreporter "Gościa Niedzielnego" został zwycięzcą tegorocznego "Grand Press Photo" w kategorii "Zdjęcie XX-lecia". Nasz kolega został nagrodzony za fotografię, która powstała w lutym 2014 r., tuż po ataku Berkutu na protestujących na kijowskim Majdanie Ukraińców. W tamtym ataku zginęło kilkudziesięciu protestujących.
Zdjęcie jest wstrząsające. To kadr przedstawiający scenę z tzw. "Czarnego czwartku", gdy snajperzy Berkutu zabili 70 osób. Fotografia przedstawia jedną z ofiar – mężczyznę, który biegł nieuzbrojony na czoło barykady, chcąc rzucić oponę, gdy trafił go w głowę strzał snajpera.
Praca Szymczuka została wybrana zdjęciem roku w konkursie Grand Press Photo 2014, a jednocześnie zdjęciem dekady w 10-letniej wówczas historii plebiscytu. Dziś, po kolejnych 10 latach, nadal zdaniem jurorów nie ma sobie równych.
Rok po wydarzeniach na Majdanie i dokonanej krótko potem przez Rosję anekcji Krymu i ataku na wschodnie obwody Ukrainy, zorganizowano wystawę ze zdjęciami Szymczuka z tamtych tragicznych wydarzeń. Wystawa „Majdan w obiektywie Gościa Niedzielnego”, prezentująca zdjęcia zrobionena kijowskim Majdanie była pokazywana już w kilku miastach na Zachodniej Ukrainie i Kijowie. Tak o wystawie pisał wówczas Andrzej Grajewski:
"Prezentacja zdjęć była formą hołdu młodemu ochotnikowi, który zginął na Majdanie, na najbardziej wysuniętej barykadzie na ul. Instytuckiej. Po miesiącu wystawa miała wrócić do kraju. Wywołała jednak tak wielkie zainteresowanie, że gotowość do jej pokazania zgłosiły kolejne ośrodki i miasta".
O wspomnienia tamtej wizyty na Majdanie i tamtego zdjęcia zapytaliśmy Kubę:
- Kiedy byłem w lutym 2014 r. na Majdanie, to po prostu wykonywałem swoją pracę fotoreportera, starałem się nadążyć za tym, co się dzieje i jak każdy fotoreporter - reagować na wydarzenia i dokumentować je. Po powrocie zdjęcia wykonane w czasie tych tragicznych wydarzeń nabrały medialnego rozgłosu, przyszły nagrody. I odezwała się rodzina tego zastrzelonego chłopaka. To był dla mnie moment przełomowy. Wcześniej zastanawiałem się czy fotografowanie zmarłych czy zabitych osób jest etyczne, czy jest moralnie OK. Uważałem, że to jest konieczne, aby pokazywać rzeczywistość, ale gdzieś z tyłu głowy ta niepwność się czaiła. Kiedy pojechaliśmy z Andrzejem Grajewskim do Lwowa na spotkanie z bliskimi tego chłopaka te pytania brzmiały jednak dużo bardziej konkretnie, nie wiedziałem jaka będzie ich reakcja. W spotkaniu wzięli udział jego rodzice i brat. Pamiętam, że ojciec spojrzał na mnie męskim spojrzeniem, objął i podziękował, mówiąc, że dla niego to osobiście bardzo ważne, to zdjęcie jest namacalnym dowodem tego, co wydarzyło się na Majdanie i co spotkało jego syna. Spotkaliśmy się w ich domu, pojechaliśmy też na cmentarz na grób Anatolija. Zrozumiałem wtedy, że ta śmierć ma wymiar społeczny, że ona jest po coś.
Później to zdjęcie było ze mną kolejne 10 lat, w różnych kontekstach wracało. Jednym z mocniejszych doświadczeń były wizyty w Kijowie z prezydentem. Mi.in. ta w dniu przed rosyjską inwazją, kiedy opuszczaliśmy Kijów w kolumnie prezydenckiej wiedząc, że za chwilę tutaj będzie wojna. Albo w czasie kolejnej wizyty, już w czasie wojny, gdy wybraliśmy się na dawną ulicę Instytucką (gdzie w 2014 r. padły strzały) i opowiadałem prezydentowi Andrzejowi Dudzie jak tamtem tragizny dzień wyglądał z mojej perspektywy. To było dla mnie pewne domknięcie tej historii. Podobnie jak wczorajsza nagroda, w której bardzo cenne jest dla mnie to, że ta fotografia zwyciężyła głosami publiczności - opowiada fotoreporter.
Przeczytaj też rozmowę z Jakubem Szymczukiem o kulisach pracy fotoreportera i fotografa prezydenta:
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.