16 listopada 1979 roku na ekrany polskich kin wszedł film "Amator" Krzysztofa Kieślowskiego. Żegnający się wówczas z filmem dokumentalnym i przechodzący do fabuły reżyser postawił w nim pytanie, które wciąż pozostaje aktualne, o odpowiedzialność nie tylko za obraz, ale i za sfilmowanego człowieka.
"Kieślowski pyta: no dobrze, nakręciłeś film, ale co z odpowiedzialnością za ten obraz; co z twoją odpowiedzialnością wobec człowieka, którego sfilmowałeś?" - mówi PAP Michał Oleszczyk, wykładowca Wydziału "Artes Liberales" Uniwersytetu Warszawskiego i autor podkastu "SpoilerMaster".
"+Amator+ powstał w 1979 roku, kiedy kamera była rarytasem - Filip Mosz, bohater filmu, wydaje na nią dwie swoje pensje" - przypomina. "Dziś żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości - każdy praktycznie nosi kamerę przy sobie. Gdy spojrzymy na to, co się dzieje w internecie, blogosferze, mediach społecznościowych z materiałami, które zostały tam umieszczone w sposób bezmyślny, nieodpowiedzialny albo wręcz w złej intencji, to chyba dostrzegamy jak bardzo pytanie Kieślowskiego pozostaje aktualne" - wyjaśnia Oleszczyk.
"W odróżnieniu od wielu innych dzieł zaliczanych do kina moralnego niepokoju, nie daje się jednak sprowadzić do społeczno-politycznego wymiaru. +Amator+ to nie tylko krytyczny portret epoki późnego Gierka, lecz także autotematyczna opowieść o fascynacji kinem" - ocenił krytyk filmowy Robert Birkholz (culture.pl, 2021). Warto tu chyba przypomnieć, że nagrodzone Oscarem i Złotym Globem "Cinema Paradiso" włoski reżyser Giuseppe Tornatore nakręcił 9 lat później.
Tak naprawdę premiera "Amatora" odbyła się półtora miesiąca wcześniej, 29 września 1979 roku, w Chybiu (Śląskie). Pierwowzorem Filipa Mosza był bowiem pracownik miejscowej cukrowni, ślusarz, plastyk, fotografik i filmowiec Franciszek Dzida (1946-2013), współtwórca Amatorskiego Klubu Filmowego "Klaps" założonego w 1969 roku.
Dokumentalista Kieślowski musiał dostrzec zjawisko społeczne jakim w PRL lat 70. były Amatorskie Kluby Filmowe (AKF), zrzeszające pasjonatów nieprofesjonalnego kręcenia filmów. Z ich działalnością zetknął się jeszcze przed egzaminami do szkoły filmowej, często bywał na amatorskich imprezach - jako juror albo widz. W ocenie Franciszka Dzidy, istniało wówczas blisko 300 AKF-ów, natomiast związanych z nimi ludzi prawie 8 tys.
"Wtedy, w drugiej połowie lat 70. bardzo nas podniecało oglądanie filmów amatorskich. Podobały nam się, bo było w nich wiele autentyzmu i bezpretensjonalności. A my chcieliśmy wtedy być jak najbliżej zwykłego życia" - mówiła Agnieszka Holland, cytowana przez Stanisława Zawiślińskiego w książce "Ważne, żeby iść" (2005).
W 1977 roku na przeglądzie filmów amatorskich w Krakowie Kieślowskiemu spodobała się "Nietutejsza" autorstwa Franciszka Dzidy - opowieść o pracownicy cukrowni w Chybiu, która się nieszczęśliwie zakochała. "Chciał mnie poznać. Opowiedziałem mu wtedy, jak od małego chciałem robić filmy, jak w 1969 roku założyłem przy cukrowni wiejski klub filmowy, który pięć lat później był już znany w całym kraju, a on słuchał - taki poważny, powściągliwy jak zawsze. W końcu powiedział, że trzeba to zbadać, więc go zaprosiłem do Chybia. Przyjechał raz, drugi Był zafascynowany cukrownią i jej pracownikami, których połączyła wspólna pasja - film. Kieślowski poprosił mnie, żebym to wszystko opisał w formie pamiętnika" - wspominał Dzida w wywiadzie zamieszczonym na portalu gazetacodzienna.pl (2008).
Pamiętnik stał się kanwą scenariusza "Amatora", a jego autor pierwowzorem głównego bohatera, Filipa Mosza, zaopatrzeniowca w prowincjonalnej fabryce, który kupił amatorską kamerę, aby uwieczniać nowo narodzoną córkę. Gdy kierownictwo zakładu dowiedziało się o istnieniu kamery, zaproponowało Moszowi nakręcenie filmu o jubileuszu fabryki. Obraz zdobył wyróżnienie na festiwalu filmów amatorskich, co sprawiło, że w zaopatrzeniowcu obudziła się pasja filmowca.
"To jest w zasadzie film o mnie i nie o mnie. O mnie dlatego, że jest w tym facecie pasja, która jest mi bardzo bliska. Natomiast różni nas wiele rzeczy, a najistotniejszą chyba jest to, o czym Kieślowski mówił na premierze w Chybiu. Że Dzida urodził się artystą, jest artystą i będzie artystą, a Filip Mosz dopiero rodził się, stawał się artystą" - powiedział Franciszek Dzida (Ninateka, 2013). "Kieślowski bardzo szybko przyjął mnie jako partnera - on zawsze mówił, że jesteśmy partnerami" - wyjaśnił. "To naprawdę jest wielkie wyróżnienie: być partnerem Kieślowskiego" - podkreślił.
"W +Amatorze+ jest dużo z autobiografii Kieślowskiego jako reżysera" - oceniła w "Ścinkach" ("Kino", 2016) Bożena Janicka. Wyjaśniła, że jest to "film o Filipie Moszu ale także przetworzona opowieść Kieślowskiego jak to było z nim samym".
"Największym wyzwaniem dla twórcy w kinie niezależnym jest odwaga mówienia prawdy i bycia sobą - trzeba dysponować wolnością własną w punkcie wyjścia. Czyli jak ja sobie zakładam przystępując do robienia filmu, że tego nie zrobię, bo teściowa się obrazi, a tego nie - bo proboszcz będzie to źle widział; to lepiej nic nie robić i siąść przed telewizorem" - powiedział Dzida w filmie Wojciecha Szwieca pt. "Franciszek Dzida. Moment olśnienia" (2011). "Istnieje zapotrzebowanie na kino niezależne. Powinno ono być kinem odkrywczym odważnym, dość swobodnie poruszającym się w skrajnych obszarach problematyki, której na przykład film - ten duży film - nie odważa się poruszać. Istnieją bowiem w Polsce całe przestrzenie, także po zniesieniu cenzury, stanowiące tabu" - dodał. "Pewne formy telewizyjne, formy prezentacji na różnych portalach rozmieniają na drobne jakieś poważniejsze próby, ambitniejsze filmy" - ocenił pierwowzór tytułowego "Amatora".
"Film Kieślowskiego wydaje się znakomitym spełnieniem postulatu poetów Adama Zagajewskiego i Juliana Kornhausera. W słynnej publikacji +Świat nie przedstawiony+ (1974) domagali się oni, by polscy twórcy zajęli się opisem społecznego konkretu, szarą rzeczywistością, zakłamywaną przez propagandę i nieznajdującą reprezentacji w kulturze oficjalnej" - napisał Robert Birkholz.
Kieślowski scenariusz "Amatora" pisał z założeniem, iż główną rolę zagra Jerzy Stuhr, z którym współpracował wcześniej przy filmie "Spokój" (1976). W międzyczasie jednak aktor zagrał w "Wodzireju" (1977) Feliksa Falka, którego bohater, Lutek Danielak, był całkowitym, wręcz drastycznym, przeciwieństwem Filipa Mosza.
"Ileż on się nabiedził, nastawał, aby widz w jak najkrótszym czasie zapomniał, iż ma do czynienia z wodzirejem, i uwierzył, że to dobry człowiek, ten Filip Mosz. Od takich drobiazgów jak zmiana twarzy - wąsy, po ułożenie całej pierwszej sekwencji filmu, w której to bohaterowi rodzi się dziecko i on tego dziecka pragnie i żonę mocno kocha - moc zabiegów dla tak zwanego +ocieplenia postaci+. To był wielki prezent scenarzysty, reżysera dla aktora, wiara Krzyśka w moje możliwości" - napisał Jerzy Stuhr w swojej książce "Sercowa choroba" (1992).
"Ocieplenie" nie udało się tak całkiem. "Gdy w pewnej scenie Filip Mosz czaruje swoimi sztuczkami urzędniczki z centrali zaopatrzenia - w grze Jerzego Stuhra pojawiają się znane skądinąd refleksy zwodniczego wdzięku wodzireja" - zauważył krytyk Adam Horoszczak ("Kino", 1979).
Prócz zawodowych aktorów przed kamerą Jacka Petryckiego znalazło się wielu amatorów - m.in. reżyserzy Andrzej Jurga i Krzysztof Zanussi oraz Tadeusz Sobolewski - wówczas krytyk tygodnika "Film".
"Robią w +Amatorze+ to co robią w życiu" - wyjaśnił Kieślowski w książce "O sobie" (1997). "Zanussi w życiu jest reżyserem, który jeździ co jakiś czas na spotkania w małych miasteczkach. I w filmie +Amator+ jest reżyserem, przyjeżdża na spotkanie w małym miasteczku. Takie spotkania odbywały się kiedyś bardzo często" - dodał.
Już po oficjalnym zakończeniu zdjęć Kieślowski - niezadowolony z pierwotnego zakończenia - postanowił dodać jeszcze jedną scenę. "Nakręciliśmy jedną z najważniejszych i najpiękniejszych scen w powojennej polskiej kinematografii. Powoli odwracałem na siebie kamerę, naciskałem wyłącznik i w tak wycelowany w siebie obiektyw zaczynałem opowiadać jeszcze raz swoje życie" - wspominał Jerzy Stuhr w książce "O Kieślowskim: refleksje, wspomnienia, opinie" (1998).
Przed premierą film został wysłany na Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Moskwie. "Przed ogłoszeniem wyników, podszedł do nas ówczesny szef naszej kinematografii i powiedział, że film Kieślowskiego dostanie nagrodę, ponieważ, jak zdradził mu radziecki juror, jest to dobra socjalistyczna komedia obyczajowa" - wspominała dziennikarka Maria Malatyńska.
"Amator" otrzymał w Moskwie Grand Prix: Złoty Medal oraz nagrodę krytyków FIPRESCI. We wrześniu 1979 roku film Kieślowskiego zdobył "Złote Lwy" na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku. Nagroda za najlepszą kreację aktorską trafiła do Jerzego Stuhra.
Według danych przedstawionych na łamach "Kina", do czerwca 1980 roku film obejrzało blisko 430 tys. widzów. Pokazano go na międzynarodowych festiwalach filmowych - zdobył m.in. nagrodę Międzynarodowego Jury Ewangelickiego Interfilm w Berlinie (wówczas Zachodnim) i Złotego Hugona w Chicago.
Międzynarodowe sukcesy późniejszych filmów Krzysztofa Kieślowskiego nie obniżyły uznanej przez krytykę rangi "Amatora".
"Mimo silnego zanurzenia we współczesnych realiach, +Amator+ nie jest dziełem doraźnym i daje się odczytywać na wielu poziomach. Jedni odnajdą tu zapis społecznych nastrojów końca lat 70., inni traktat moralny lub refleksję na temat istoty kina. Właśnie ta uniwersalność spowodowała, że film został świetnie przyjęty na całym świecie (od Gdyni, poprzez Moskwę, aż po Chicago) i przyniósł Kieślowskiemu pierwszy wielki sukces" - napisał Robert Birkholz.
"To film wart szczególnego polecenia widzom, którzy nie znają Kieślowskiego z okresu komunistycznego. +Amator+ nie atakuje tamtej rzeczywistości tak gwałtownie jak młodsi koledzy Kieślowskiego spod znaku +kina moralnego niepokoju+. Robi to z finezją i inteligencją, wyrażając prawdy uniwersalne" - podkreślił Krzysztof Demidowicz ("Film", 2003).
Paweł Tomczyk (PAP)
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.
Dziennikarz, grafik, satyryk, malarz, a przede wszystkim twórca kultowego "Przekroju".
Grać można na ligawkach, trąbitach, bazunach, rogach pasterskich...
Trudno znaleźć osobę, która nie słyszała choć jednej piosenki z tej płyty.
Kto wie, czy nie jest to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Jane Austen w dziejach.