Czyli filmowa dysputa, jakiej już dawno nie było.
Bardzo dawno. Film ten przywodzi bowiem na myśl np. średniowieczne moralitety, zaś sami twórcy, choć oparli swoją historię na powieści „A Nefarious Plot” Steve’a Deace’a, powołują się także na słynne „Listy starego diabła do młodego” autorstwa C.S. Lewisa.
O czym jest ten film? O rozmowie. Tyle tylko, że toczy się ona w więziennej celi. Celi śmierci. A ze skazańcem rozmawia psychiatra, który ma ostatecznie potwierdzić, że nie ma żadnych przeciwwskazań, by wykonać wyrok.
Już sama ta sytuacja sprawia, że jesteśmy, jako widzowie, w miejscu i momencie niezwykłym. A to dopiero początek, bo grany przez Seana Patricka Flanery’ego oskarżony…
No właśnie. Jak to napisać, by nie zdradzić zbyt wiele? A z drugiej strony: cóż tu jest do zdradzenia? Wszak więcej tu pytań, niż odpowiedzi.
Skazaniec to zwykły przestępca? Geniusz zbrodni? Psychopata? Człowiek chory psychicznie? Opętany? A może sam diabeł?
Twórcy filmu, Cary Solomon i Chuck Konzelman, raz po raz mylą tropy. Kierują naszą uwagę to w tę, to w inną stronę, a my, podobnie jak wysłuchujący przestępcy lekarz... nie wiemy. Za to sporo się dowiadujemy: o współczesnej cywilizacji, normach społecznych, modach, trendach i obyczajach, wśród których aborcja, czy eutanazja to przecież żaden problem. Więc skąd to nagłe zamieszanie wokół człowieka skazanego na śmierć? Tym bardziej nie powinniście mieć z tym problemu – zdaje się mówić (tytułowy?) bohater.
Jest nad czym główkować w trakcie i po seansie. Ale jest i na co popatrzeć, bo choć film wydawać może się „statyczny”, kameralny, to, podobnie jak np. dobry teatr telewizji, wciąga jednak niesamowicie. I spora w tym zasługa wspomnianego już Flanery’ego.
Lata temu obsadzono go w roli młodego Indiany Jonesa (#pamiętamy?) i tamta rola trochę przekreśliła mu karierę. Za bardzo się kojarzył, za długo to ciągnięto (niemal całe lata ’90!), więc potem choć grał w wielu różnych filmach, to nigdy już jakoś nie mógł przebić się do mainstreamu.
W „Złowrogim” wreszcie pokazuje jak świetnym i wszechstronnym jest aktorem. W końcu ktoś dał mu zagrać w czymś innym niż hallmarkowska komedia romantyczna, czy kolejny horror/sensacja kina klasy B. Więc także dla jego kreacji warto ten film obejrzeć.
A warto. Zapewniam Państwa. I proszę się nie bać, choć plakatem dystrybutor trochę nas jednak straszy. Bo to nie jest horror, a naprawdę dobry, mocny, psychologiczno-teologiczny film, jakiego dawno w naszych kinach nie było. A polska premiera 27 grudnia.
P.S.
Warto dodać, że „Złowrogi” otrzymał główne wyróżnienie w kategorii film fabularny na 39. Międzynarodowym Festiwalu Filmów Maksymiliany.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.