Orędownik potępionych

To opowieść o mnichu, który udaje się na pustynię, by tam, niczym święty Antoni przed wiekami, zmierzyć się ze Złym i uratować swoją duszę.

Pewnego razu zauważyłem, że skończyły się zapasy żywności. Bez jedzenia mogłem jeszcze wytrzymać kilka dni, ale ten brak sprawił, że liczyłem na rychły przyjazd kolejnej karawany. Postanowiłem wracać razem z nią. Dosyć miałem już tych zwalczających się nawzajem wątpliwości. Trzeba było wreszcie zdecydować się na czyn. Chciałem pójść na pobliskie wzgórze, by stamtąd wyglądać nadjeżdżających. I gdy już uczyniłem pierwsze kroki w tamtym kierunku, coś krzyknęło we mnie i zabolało, coś kazało mi stanąć, upaść na ziemię i głośno wyszlochać moje grzechy.

I wtedy, gdy tak leżałem i pełen drżenia i niemocy zatapiałem głowę w piasku, usłyszałem szmer i poczułem, jak pada na mnie cień. Z trudem uniosłem głowę – przede mną stał człowiek ubrany w białą marynarkę i spodnie, w kapeluszu barwy piaszczystej z dużym pawim piórem.

– Przyszedłem, gdyż zostałem posłany. Jestem tym, którego dawno już chciałeś zobaczyć. Wstań i chodź ze mną, a ja cię wyleczę ze wszystkiego, co złe – mówił cicho, acz zdecydowanie.

Przy ostatnich słowach dostrzegłem w kącikach jego warg coś na kształt drwiącego uśmiechu. O dziwo, opuściła mnie niemoc, poczułem się silniejszy i mogłem powstać. Trudno byłoby mi opisać jego twarz, ale wydała mi się dziwnie znajoma. Nagle zdałem sobie sprawę, że ten ktoś, kimkolwiek był, jest zdumiewająco podobny do mnie. Przeszliśmy kilka kroków do mojej szczeliny.

– Kim jesteś? – zapytałem. Nie czułem strachu ani nawet przesadnej ciekawości. Wydawało mi się tylko, że teraz coś musi się rozstrzygnąć.

– Czy to ważne? Co ci to da, gdy podam ci swoje imię? Zresztą niech będzie. Kiedyś  – tu znowu dostrzegłem uśmiech – nazywali mnie Nikt. Niech tak pozostanie między nami.

– Po co przyszedłeś? – nie czułem obcości. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że oto spotykam się z kimś od dawna znajomym, z kim doskonale się zżyłem.

– Powiedziałem już. Żeby ci pomóc. Zostałem posłany. – Przez kogo?

Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko raz jeszcze i powiedział:

– Sam zrozumiesz.

I nagle pojąłem. Oto stał przede mną, on sam we własnej osobie: Książę Ciemności, pan tego świata, mój tajemny prześladowca, ten, z którym chciałem się zmierzyć i którego pragnąłem pokonać.

– Odejdź stąd precz, szatanie – krzyknąłem.

– Och, po co powtarzać te stare, zużyte formułki? Zastanów się trochę. To dobre dla dzieci, ale nie dla poważnych ludzi jak ty. Jeśli odejdę, ty także musisz zginąć. To ja jestem podstawą twego życia. Odrzuć mnie, a umrzesz.

– Ty...  – bliski już byłem ponownego wybuchu, gdy wtem poczułem, jakby niewidzialna ręka schwyciła mnie mocno i  nakazała spokój. Zrozumiałem, że spełniły się moje długotrwałe prośby; to zło zostało niejako ze mnie wyodrębnione i stało teraz gotowe do walki. Teraz miało nastąpić rozstrzygnięcie, cierpienia odnajdą wreszcie swe znaczenie. Należało przyjąć wyzwanie.

– Jak to – powiedziałem – chcesz, abym uwierzył, że to nie Bóg, ale ty utrzymujesz mnie w istnieniu? Że twa nieobecność oznaczałaby moją śmierć? Więc odejdź, a zobaczymy. Uczyń, co mówisz, a poznamy, jak wielka jest istotnie twoja moc.

– Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdyby nie ja, upadły anioł? Upadły – jakie to głupie słowo. Być może, jak zaraz pojmiesz, jestem najpotrzebniejszym ze wszystkich duchów. To one z zazdrości ułożyły o mnie historie, w  których występuję jako ucieleśnienie wszelkiego zła, podłości i niegodziwości. Och, nie zamierzam zaprzeczać. Niech im będzie. Ale czy bardziej doskonały jest ten, kto lepiej służy, czy też ten tylko, kto pochlebia? Inni aniołowie padają na twarz przed Bogiem, a ja jeden śmiałem rzucić Mu wyzwanie. Potępili mnie. Odsunęli od Niego.

A przecież czy beze mnie Jego istnienie byłoby tym samym co przedtem? Teraz może być Dobroczyńcą, Zbawicielem, teraz może domagać się od człowieka uwielbienia, ale to wszystko dzięki mnie. Kim byłbyś beze mnie?

*

Powyższy fragment pochodzi z książki Pawła Lisickiego „Orędownik potępionych. Opowiadania na czasy ostateczne". To opowieść o mnichu, który udaje się na pustynię, by tam, niczym święty Antoni przed wiekami, zmierzyć się ze Złym i uratować swoją duszę.

Jednak, inaczej niż starożytny pustelnik, bohater ma już świadomość współczesną i mierzy się z diabłem, który, okazuje się świetnym dialektykiem, wybitnym sofistą i znawcą dzisiejszej, nowej teologii.

W opowiadaniu „Nowa, wspaniała przyszłość" autor opisuje wybór, przed którym stanie Polska w 2025 roku.

- Starałem się pokazać w nim mechanizmy walki o władzę, media i rolę, jaką odgrywa w polityce propaganda. W „Liście do Damaszku" czytelnik odnajdzie, prawdziwe oblicze wrogiej chrześcijaństwu kultury współczesnego Zachodu. W swoich opowiadaniach próbuję zrozumieć, co stało się z duszą człowieka zatopionego w relatywizmie, chorego na brak rzeczywistości, szukającego jednak wyzwolenia i wiary w Boga. Chociaż nie są to opowiadania z happy endem, to jednak można w nich dojrzeć promyk nadziei, choćby w tym, że bohaterowie, niezależnie czy to akceptują czy nie, zderzają się ostatecznie z obiektywnym porządkiem - przekonuje Paweł Lisicki.

Jego książka „Orędownik potępionych. Opowiadania na czasy ostateczne" ukazała się nakładem wydawnictwa FRONDA

Lisiecki

«« | « | 1 | » | »»

Reklama

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama