Kiedy ten koferek zaczął pełnić tę rolę depozytariusza pamięci rodzinnej trudno powiedzieć. Jostont szacuję jego wiek na wysoce senioralny – chyba sprawiony jeszcze za tamtej Polski, jak to jego Oma określała w latach 70–tych XX wieku dwudziestolecie międzywojenne.
Nie ma na nim – ani w nim - żadnych wskazówek mogących być pomocnymi w dokładnym datowaniu jego wytworzenia, ale za Wilusia – jak to moja Oma określała nojszczęśliwszy okres jej życia, nie skuli tego, że była młodo, może trocha tysz, ale podug niej wtedy żyło się spokojnie – to on jego niefachowym zdaniem swojej funkcji nie zaczął jeszcze pełnić. Nie, takim Matuzalemem to on nie jest.
Koferek przechodził swoje koleje losu, był na pewno od czasu do czasu otwierany, coś tam do niego dodawano, niekiedy może – jak to w naszym hajmacie – usuwano, a on to w sobie wszystko mieścił, leżąc w jakieś szuflodce abo w inkszym śranku.
Jostont nie wie, jakim cudem znalazł się w nim heft z rysunkami ucznia mysłowickiego gimnazjum imienia Kościuszki z roku szkolnego 1929/30. Domyśla się czemu, bo jak słyszał od Mamy, ten szkolorz pora lot później mieszkoł w Jostont-House.
Bardzo porządno rodzina, godała Mama. Jostont mioł z nim styczność w poźniejszym czasie – ale jakoś się nie zgodali, co to łoni w tej samej chałpie mieszkali. Jostont zapamiętał go jako jednego z tych, o których się godało, że mieli za sobą przedwojenne gimnazjum.
Ale przede wszystkim dr Emanuel Wilczok był Jonowiokiym z krwi i kości. W 1991r. wydał opracowanie „Janów. Od osady leśnej do gminy wielkoprzemysłowej”. W 1857 r. wśród 47 nazwisk zasiedziałych jonowskich rodzin wymienia takie jak np. Papoń, Szeja (Sieja), Rupala, Jadwiszczok, Mildner.
W tym samym roku Włodzimierz Janiurek wydał swoje wspomnienia „Nie wołać mnie z powrotem”. Charakterystyczny jest tytuł pierwszego rozdziału – Homo Silesius Saltans, czyli mój taniec na linie. To były ciekawe lata pod względem wydawniczym.
Mama znała jeszcze jednego mieszkańca Jostont-House, urodzonego w 1935 r. na Nikiszu, wtory przez Sing- Sing trefił do nos, a potem dalej. Jostont mailowal z nim jakiś czas przed jego śmiercią. Ten promovierter Wirtschaftskapitän – chyba pasowne określenie – napisał wspomnienia – wzmiankując w nich o Jostont-House – ale ich nie wydał. To, co Jostontowi dane było przeczytać, przypominało mu trochę właśnie tego Janiurka, przy zachowaniu odpowiednich proporcji.
Janów to takie coś koło Giszowca i Nikiszu. Weźmy przykładowo „Czarny Ogród” Małgorzaty Szejnert. Jostont ma wrażenie, że jonowsko szkoła podstawowa nr 51 do której chodził z potomkiem z jednego z przedstawionych na jej stronach rodów znajdowała się jakimś cudem na Giszowcu – tak to kontekstowo wynika. Przy czym rodzina kolegi mieszkała w blokach Podkinem na Jonowie.
Kiedyś Jostont przyczytoł w regionalnym publikatorze, że na Nikiszu jest nawet jonowski cmentarz. Jostont naszkryflol maila z prośbą o wskazanie mu dokładnego położenia tego nowego miejsca wiecznego spoczynku jego bliskich, bo nie chciołby ich na Wszystkich Świętych nie spotkać na starym miejscu. W następnym numerze zyskał miano uważnego czytelnika.
Dorota Simonides urodziła się na Nikiszu i wraca w swoich wspomnieniach do tego właśnie osiedla patronackiego firmy Giesche – ale jej urodzenie zostało niewątpliwie odnotowane jeszcze w starym – nieistniejącym już - budynku urzędu gminy Janów. Kazimierz Kutz z kolei zajmuje się w swojej „Piątej stronie świata” Szopienicami, w których się urodził i dorastał.
A co z Jonowym, który przecież jest między tym Nikiszym, czyli jego częścią, a Wilhelminą, czyli częścią Szopienic. Jostont napisał na te okoliczność gydicht, w którym dał wyraz temu po macoszemu traktowaniu tej mieściny:
Janow
Ja! now!
Du bist dran
Der Ort der Popkultur
Nicht erwähnt von Morrison
Nicht berücksichtigt von Coppola
Kino Kirmes Tombola
Kein Ort der Apokalypse
Oder doch
Glimmt ihr Docht
An diesem Ort
Zwischen Simonides und Kutz
Viel wurde hier verputzt
Am Tage als ich geboren wurde
Starb unser Schäferhund Lux
Seine Seele bellt in mir
Wahrheiten und Märchen
Über unser kleines Ländchen
Ten zabieg z Ja! Now! jest czysto popkulturowy, niemiecko-angielski zlepek językowy. Niewątpliwie nie myli się ten, który dostrzega w tych cajlach tysz odniesienie do znanego filmu i słabości Jostonta do The Doors.
Kulturotwórcze wpływu zza oceanu na Jostonta zaowocowały ostatnio pojawieniem się w jego głowie słowa, wtore każdy Górnoślązok rozumi – MOGA, wtore po rozwinięciu wygląda tak : MAKE OBERSCHLESIEN GREAT AGAIN. Naturalnie w sensie kulturowym - Lux ex Silesia - bo to poletko, wychodząc z jego łacińskiego źródłosłowu, trzeba durś bez przerwy uprawiać. Ale chyba już czas na tłumaczenie:
Janów
Tak! Teraz!
Twoja kolej
Miejsce popkultury
Nie wspomniane przez Morrisona
Nie uwzględnione przez Coppolę
Kino odpust loteria
Żadne miejsce apokalipsy
Albo jednak
Żarzy się jej knot
W tym miejscu
Między Simonides a Kutzem
Wiele było tu pałaszowane
W dniu moich narodzin
Nasz owczarek Lux wyzionął ducha
Jego dusza szczeka we mnie
Prawdy i bajki
O naszym małym kraiku
Jak Jostont był już jako taki wielki, - czyli nie tak bardzo,niy niy – to przyszedł czas branio go do mangli, bo pierwyj pranie było manglowane. Mangla była w takiej przybudowce u Kondli na początku tzw. słomioków za Boliną, jak się z tej strony szło na Podlas. Jostont pchoł przed sobą zielony wózek – tako furka - który w teatrze dnia codziennego służył do transportu waszkorba. Już na miejscu Jostont obracał korbą, a Mama nawijała wałki.
W ramach upamiętniania jonowskich miejsc swojego dzieciństwa i adolescencji, Jostont napisał gydicht, w którym wspomniał rzeczkę Bolinę, taką jaką była, jak się na jej brzegach razem z innymi cioroł jak nieboskie stworzenie:
Gott strafte diese Stadt mit Industrie
Schrieb Joseph Roth
Im Hotel Savoy
Woran mich
Bei einer Lektüre
Dietmar Grieser erinnerte
Der auch das grüne Oberschlesien
An der Zinna kennenlernte
Aber nicht meine stinkende Bolina
Die mir doch als Kind so gefiel
Wie das ganze Industriegebiet
Zu dem der Herrgott und Graf Reden
Dieses Stück
Oberschlesischer Erde
Auserkoren haben
Nasz hajmat podobo mi się i teraz, nie ino za bajtla. Roth opisał w ten sposób Łódź, czyli nasz Manchester. Ale czy przemysłowy Górny Śląsk też nie był taką ziemia obiecaną, Eldorado, Klondike i Doliną Węglową?
Bóg ukarał to miasto przemysłem
Napisał Joseph Roth
W hotelu Savoy
O czym mi
Podczas czytania
Przypomniał Dietmar Grieser
Który poznał też zielony Górny Śląsk
Nad Cyną
Ale nie moją śmierdzącą Bolinę
Która jako dziecku mi się przecież podobała
Jak cały obszar przemysłowy
Na który Pan Bóg i hrabia Reden
Ten kawałek
Górnośląskiej ziemi
Wybrali
W Bolinie ryby chyba jeszcze nie pływają, ale w hajmacie Jostont czuje się zawsze jak ryba w wodzie. Jak Anteusz potrzebuje tej ziemi pod swoimi stopami.
Kino wojenne – jak najbardziej. Batalistyczne? Nie do końca.
Naukowcy o nagłówkach w internecie. Clickbaitowych i nie tylko.
Duch Teatru Rapsodycznego, współtworzonego przez przyszłego papieża Jana Pawła II, powraca na scenę.
Jeden z ciekawszych melodramatów ostatnich lat. Nie tylko z uwagi na „domieszkę” science-fiction.
Choć raczej należałoby napisać Jedermann – ze względu na pruską/niemiecką przeszłość regionu.