Arcybiskup Marcel Lefebvre i czasy, które przewidział.
EKSCELENCJA JEST SZALONY to pierwsza książka polskiego autora o arcybiskupie Marcelu Lefebvrze. Jej bohater to dla jednych zdrajca i schizmatyk, dla coraz większej grupy katolików bohater, przywódca i ojciec, dzięki któremu odkryli Tradycję katolicką.
Ewa Polak-Pałkiewicz, znana z odważnego podejmowania tematów nielubianych przez salon i z ostrego pióra, przedstawia sylwetkę francuskiego hierarchy, stosując oryginalne połączenie szkicu biograficznego, reportażu i eseju historycznego. Pomaga zrozumieć fenomen „Żelaznego biskupa”, przywołując wątki polskie i analogie historyczne. Książka imponuje bogatą faktografią i precyzją wywodu. Zaciera białe plamy w najnowszej historii Kościoła. Pisana z pasją i swadą - może zaboleć, ale i głęboko poruszyć.
Ks. Prof. Robert Skrzypczak:
- Bractwo św. Piusa X, założone przed 50 laty w Szwajcarii za zgodą miejscowego biskupa oraz Watykanu, znalazło się w konflikcie ze Stolicą Apostolską za krytykę oświadczeń Soboru
Watykańskiego II.W 1988 r. wyświęcenie przez abp. Lefebvre’a czterech biskupów bez zgody Rzymu doprowadziło do ekskomuniki samego Arcybiskupa, jego biskupów i bp. de Castro Mayera, który był obecny podczas konsekracji. Benedykt XVI podjął bardzo ważny krok w celu normalizacji sytuacji.
W 2007 r. wydał motu proprio Summorum Pontificum, dając księżom wolność odprawiania Mszy św. w tradycyjnym rycie. Za pontyfikatu papieża Franciszka zostało udzielone kapłanom FSSPX prawo do słuchania spowiedzi na całym świecie, a biskupi i proboszczowie zostali upoważnieni do udzielenia tym kapłanom uprawnień do kanonicznej asystencji przy ślubach. Sytuacja jest zatem coraz bliższa normalizacji i może niebawem zostać rozwiązana, zaś dzieło i myśl abp. Marcela Lefebvre’a może okazać się tym, co służy dobru Kościoła i jego duchowej odnowie.
O autorce
EWA POLAK - PAŁKIEWICZ - pisarka, publicystka. Autorka książek, m.in. Patrząc na kobiety, Rycerze wielkiej sprawy, Powrót pańskiej Polski, Czego chcą od nas biedni Niemcy, Bitwa o Gietrzwałd, Café Katedra.
Poniżej fragment książki „Ekscelencja jest szalony”:
Droga przez Afrykę
Aż do późnych lat 40. Marcel Lefebvre był misjonarzem w Afryce Zachodniej, w Gabonie. Zostaje wikariuszem, a następnie delegatem apostolskim na całą Afrykę francuskojęzyczną. Pełni tę funkcję do 1959 roku. Mianowany arcybiskupem Dakaru pozostaje w Afryce do 1962 roku. Odwołanie – a właściwie wymuszona na nim rezygnacja z funkcji delegata – nastąpiło, gdy nie chciał włączyć się w nurt współdziałania ludzi Kościoła z socjalistami na tym kontynencie, co stało się swoistym zwyczajem czy też modą wśród duchowieństwa. I niebawem doprowadziło do upadku krain afrykańskich, gdy uzyskały niepodległość i przestały być koloniami.
Talenty dyplomatyczne były mocną stroną Marcela Lefebvre’a w czasie jego misji afrykańskiej. Był dyplomatą par excellence jako delegat apostolski. Zmuszony jednak został – jako biskup – przeciwstawiać się zarówno generałowi de Gaulle’owi, jak i pierwszemu prezydentowi Senegalu, Léopoldowi Senghorowi, katolikowi wykształconemu we Francji, czarnoskóremu pisarzowi i poecie. Czuł się w obowiązku otwarcie przestrzegać przed konsekwencjami wkroczenia Senegalu na drogę socjalizmu, który szybciej, niż mogłoby się wydawać – jak przewidywał – odda niepodległe kraje Afryki na łup komunizmu. Zniszczy dzieło misjonarzy, rozproszy rodzime katolickie elity, unicestwi kwitnącą cywilizację chrześcijańską tworzoną tu z takim trudem, ale i z wielkimi sukcesami przez wiele dziesięcioleci, zmiażdży instytucje kultury; czarna Afryka stanie się nieuchronnie ofiarą islamu.
Mimo zaufania, jakim darzył go Pius XII, dobrych osobistych relacji z tym papieżem, jego opór wobec polityki otwierania się na lewicową demagogię, którą tętniły już media i gabinety polityków, oraz liczne przestrogi, których nie szczędził ludziom Kościoła i polityki, nie zostały dobrze odebrane ani w Rzymie, ani w Paryżu.
Po przymusowym powrocie do Francji otrzymał niewielką, zaniedbaną diecezję Tulle, co musiało być odczytane jako dość surowy rodzaj upomnienia ze strony Watykanu. Szybko liberalizujący się francuscy biskupi już wtedy uważali arcybiskupa Marcela Lefebvre’a, opromienionego w świecie zachodnim swoistą sławą, za zapiekłego konserwatystę, typ im obcy i szkodliwy. Nie pasował do rozpoczynającego się festiwalu umizgów hierarchii do świata; do całej serii mniej i bardziej czytelnych, a często wręcz skandalicznych kompromisów, które miały, jak twierdzono, skierować Kościół na drogi nowoczesności i zapewnić prawdziwy rozkwit chrześcijaństwu. Chrześcijaństwu ułatwionemu jednak, spłaszczonemu, rozbrojonemu, pozbawionemu znamion waleczności w głoszeniu i strzeżeniu pełnej prawdy wiary, która jest warunkiem trwania cywilizacji. Arcybiskup był więcej niż sceptyczny wobec coraz powszechniejszych porywów entuzjazmu dla eksperymentów liturgicznych – choć wbrew opiniom nie był wcale radykalnym wrogiem ograniczonej reformy liturgii – i za chwytów wobec nowych ruchów w Kościele, a także wobec postępów demokracji we wspólnotach zakonnych i kościelnych, co miało rzekomo wyrwać Kościół ze stanu skostnienia.
Przyczepiona mu etykietka człowieka skrajnego, niebezpiecznego radykała była przyznaniem się jej autorów do ugrzęźnięcia w mętnej teologii i filozofii i tak naprawdę określiła ich samych jako rasowych bigotów. Skrajne przekonania są dziś traktowane z dużą ostrożnością – zauważył Gilbert K. Chesterton już sto lat temu – ponieważ panuje opinia, że to one właśnie, zwłaszcza w kwestiach uniwersalnych, były w przeszłości winne czemuś, co nazywa się bigoterią. Ale starczy rozejrzeć się dokoła, by opinia ta zachwiała się w posadach. W prawdziwym życiu największymi bigotami są ludzie nieposiadający żadnych w ogóle przekonań.
Pius XII przed swoją śmiercią w 1958 roku nie zdążył uczynić go kardynałem. Marcel Lefebvre miał powody, by się tego spodziewać, a wielu ludzi znających zasady nominacji w Kościele uważało to za oczywistą kolej rzeczy. Następny papież, Jan XXIII, żywił do niego pewną osobistą urazę – po tym gdy Arcybiskup publicznie przypominał, ile zawdzięczał swoim profesorom z Seminarium Francuskiego w Rzymie, wybitnym tomistom, których nazwiska, w klimacie radosnego zamieniania wizerunku Kościoła na coraz bardziej otwarty wobec współczesnego świata, miały odejść w niepamięć. Nie pasowały do nowych czasów. Psuły ich optymizm. Najbardziej kłuło w oczy nazwisko rektora i profesora filozofii ojca Henriego Le Flocha, o którym jeden z jego wychowanków miał po latach powiedzieć: - Nauczyłeś nas, Ojcze, szacunku dla pełnej prawdy i odrazy dla prawd umniejszonych...
 
						
					
				AI dostarcza płytszej wiedzy niż samodzielne szukanie informacji w internecie.
 
						
					
				 
						
					
				Innym z zagrożeń jest zagospodarowanie emocji dla zysku z wykorzystaniem AI.
 
						
					
				Film „mocno kultowy”. Co, ze względu na tematykę, sprawia, że także niepokojący.
 
						
					
				 
						
					
				W operze przede wszystkim chodzi o emocje, a właściwie o wyzwolenie tych emocji.