Adam i lew, czyli precz z nadinterpretacją

Co ma wspólnego lew z Adamem, Ewą, wężem i jabłkiem? No i czemu jest tam tylko lew, a nie inne rajskie zwierzęta?

W dawnym śląskim do­mu nie było zbyt wie­le książek. Było kil­ka roztomajtych książeczek do nabożeństwa i modlitewników, jakieś żywoty świętych i biblij­ka, czyli książka opowiadająca wybrane wydarzenia z dziejów Starego i Nowego Testamentu. Te książeczki były bogato ilu­strowane rycinami. U mie w doma tyż te książki były!

Muszę przyznać, że właśnie te biblijkowe obrozki stały się moją pierwszą szkołą biblijną. Z zafascynowaniem i jubilerską dokładnością oglądałem każdy detal tych starych rycin. Oglą­dałem i pytałem całą rodzinę o wszystko, czego nie rozumiałem… a właściwie nie o wszyst­ko. Nie zapytałem o jedno, bo mi było gańba, czyli wstyd. Cho­dziło o rycinę Adama i Ewy w raju. Całymi godzinami kom­binowałem, co tam właściwie robi ten lew. Przecież w praw­dziwej Biblii nie ma o nim ani słowa. Myślałem, że może ów lew symbolizuje grzech pierw­szych rodziców. Kombinowa­łem, co ma wspólnego lew z wężem i jabłkiem. No a cze­mu jest tam tylko lew, a nie in­ne rajskie zwierzęta? Porów­nywałem też tego lwa z inny­mi biblijnymi lwami od Samsona czy proroka Daniela. Porów­nywałem, kombinowałem i nic.

Zastanawiacie się może, co robi ten lew?   REPRODUKCJA MAREK SZOŁTYSEK/GN Zastanawiacie się może, co robi ten lew?
Całkowicie was rozumiem! Mnie ten problem gryzł kilka lat!
Ten stan poszukiwań trwał parę lat i zakończył się pewnego la­ta, kiedy rodzice dźwigali dom babci, czyli dobudowywali mu jedno piętro. Wówczas zlikwi­dowano góra, czyli strych. Na tym strychu między starymi ru­pieciami znalazłem wtedy kilka innych starych biblijek po ciot­ce. Były w nich trochę inne ry­ciny. Na pierwszej stronie Ponboczek płynął po niebie jak na freskach z Kaplicy Sykstyńskiej, zaś na rycinie stworzenia świa­ta było aż sto zwierząt. Coś pięknego. W odnalezionych biblijkach szybko też odszukałem ryciny przedstawiające Adama i Ewę. I co? Nigdzie nie by­ło lwa! Ale nagle coś mi przyszło do głowy.

W miejscu, gdzie na owym zagadkowym obrazku był lew, w nowo znalezionej biblijce był konar drzewa, gałązka lub jakiś kwiotek. Nagle przyszło olśnienie: Eureka! Odkryłem! Lew niczego nie sym­bolizował! On był au­torowi rysunku potrzebny tyl­ko do zasłonięcia wstydliwego miejsca, którego nie wypadało dokładnie wyrysować w religij­nej książeczce.

Ten lwi epizod wyszko­lił mnie w młodości w bardzo ważnej umiejęt­ności. Nauczył mnie, aby nie ulegać pokusie nadinterpreta­cji. Zrozumiałem, że nie na­leży nadawać rzeczom, słowom czy zjawiskom nazbyt głębokich sensów. Dlatego, jak widzę dzisiaj popisany mazakiem znak drogowy czy opryskany sprejem dom, to nie pró­buję odczytać tego ja­ko twórczego manife­stu jakiegoś przyszłego filozo­fa, a traktuję to tylko jako zwy­kłe chamstwo.

Podobnie w ta­tuażach, czerwonych włosach czy tuzinie kolczyków w jed­nym uchu nie dostrzegam me­tafizycznego sensu. Bezlitosny też jestem wobec polityków i wędrownych sprzedawców. Nieczuły jestem na ich obietni­ce, piękne słowa i lwie gadże­ty, jakimi próbują zakryć swo­ją nagość.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości