publikacja 16.04.2012 07:01
Co ma wspólnego lew z Adamem, Ewą, wężem i jabłkiem? No i czemu jest tam tylko lew, a nie inne rajskie zwierzęta?
W dawnym śląskim domu nie było zbyt wiele książek. Było kilka roztomajtych książeczek do nabożeństwa i modlitewników, jakieś żywoty świętych i biblijka, czyli książka opowiadająca wybrane wydarzenia z dziejów Starego i Nowego Testamentu. Te książeczki były bogato ilustrowane rycinami. U mie w doma tyż te książki były!
Muszę przyznać, że właśnie te biblijkowe obrozki stały się moją pierwszą szkołą biblijną. Z zafascynowaniem i jubilerską dokładnością oglądałem każdy detal tych starych rycin. Oglądałem i pytałem całą rodzinę o wszystko, czego nie rozumiałem… a właściwie nie o wszystko. Nie zapytałem o jedno, bo mi było gańba, czyli wstyd. Chodziło o rycinę Adama i Ewy w raju. Całymi godzinami kombinowałem, co tam właściwie robi ten lew. Przecież w prawdziwej Biblii nie ma o nim ani słowa. Myślałem, że może ów lew symbolizuje grzech pierwszych rodziców. Kombinowałem, co ma wspólnego lew z wężem i jabłkiem. No a czemu jest tam tylko lew, a nie inne rajskie zwierzęta? Porównywałem też tego lwa z innymi biblijnymi lwami od Samsona czy proroka Daniela. Porównywałem, kombinowałem i nic.
Zastanawiacie się może, co robi ten lew?
Całkowicie was rozumiem! Mnie ten problem gryzł kilka lat!
REPRODUKCJA MAREK SZOŁTYSEK/GN
W miejscu, gdzie na owym zagadkowym obrazku był lew, w nowo znalezionej biblijce był konar drzewa, gałązka lub jakiś kwiotek. Nagle przyszło olśnienie: Eureka! Odkryłem! Lew niczego nie symbolizował! On był autorowi rysunku potrzebny tylko do zasłonięcia wstydliwego miejsca, którego nie wypadało dokładnie wyrysować w religijnej książeczce.
Ten lwi epizod wyszkolił mnie w młodości w bardzo ważnej umiejętności. Nauczył mnie, aby nie ulegać pokusie nadinterpretacji. Zrozumiałem, że nie należy nadawać rzeczom, słowom czy zjawiskom nazbyt głębokich sensów. Dlatego, jak widzę dzisiaj popisany mazakiem znak drogowy czy opryskany sprejem dom, to nie próbuję odczytać tego jako twórczego manifestu jakiegoś przyszłego filozofa, a traktuję to tylko jako zwykłe chamstwo.
Podobnie w tatuażach, czerwonych włosach czy tuzinie kolczyków w jednym uchu nie dostrzegam metafizycznego sensu. Bezlitosny też jestem wobec polityków i wędrownych sprzedawców. Nieczuły jestem na ich obietnice, piękne słowa i lwie gadżety, jakimi próbują zakryć swoją nagość.