Syndrom Tanatosa

Im bardziej pokładamy ufność w nauce, że rozwiąże nasze ludzkie problemy, tym bardziej stajemy się wyobcowani, oddalamy się od samych siebie i od naszych społeczności...

Walker Percy miał dwadzieścia dziewięć lat, mieszkał na Południu Stanów Zjednoczonych, pracował jako lekarz i był agnostykiem, kiedy ostatecznie postanowił porzucić medycynę, przejść na katolicyzm i zostać powieściopisarzem.

Już w latach czterdziestych XX wieku coraz bardziej niepokoiło go amerykańskie zaufanie nauce, w której upatrywano rozwiązania wszystkich ludzkich problemów. Percy szczególnie niepokoił się tym, jak wąsko medycyna pojmowała chorobę – jako problem do zidentyfikowania i usunięcia – oraz martwił się coraz większym poleganiem na firmach farmaceutycznych, oferujących natychmiastowe rozwiązanie problemów psychicznych przez zażywanie pigułek. Trapiło go to, że ludzie byli traktowani jak zepsute maszyny, a nie jak niedoskonałe istoty ludzkie, i szybko zrozumiał, że im bardziej pokładamy ufność w nauce, że rozwiąże nasze ludzkie problemy, tym bardziej stajemy się wyobcowani, oddalamy się od samych siebie i od naszych społeczności. Odkrył, że ostateczny problem nie ma natury medycznej, lecz egzystencjalną.

W 1966 roku napisał: „To, co zaczęło mnie interesować, to nie fizjologiczne, patologiczne procesy zachodzące w ciele człowieka, ale kwestia samego człowieka, jego natury i przeznaczenia; a ujmując to bardziej konkretnie i bezpośrednio, trudna sytuacja człowieka w nowoczesnym społeczeństwie technologicznym”. Opisał ową trudną sytuację jako poczucie „zagubienia w kosmosie” – jak brzmiał tytuł jego „podręcznika samopomocy” z 1983 roku. Wyobcowanie, tak jak je rozumiał Percy, wynikało częściowo z wszechobecnego przekonania, że nauki przyrodnicze są ostateczną instancją i jedynym siedliskiem prawdy – całej prawdy. Innymi słowy, przekonania, że coś można nazwać „prawdą” tylko wtedy, gdy daje się to zweryfikować metodami naukowymi.

Percy zdawał sobie jednak sprawę, że nauka nie potrafi wytłumaczyć całej gamy ludzkich doświadczeń – emocji, sztuki czy wiary. Rozumiał, że nie potrafi ona objaśnić znaczenia indywidualnego ludzkiego życia ani kolektywnej moralności. Ostatecznie więc zwrócił się ku pisarstwu, aby zgłębić sens życia.

Każda z jego powieści ukazuje męskiego bohatera należącego do wyższej klasy średniej, który w taki czy inny sposób „zagubił się w kosmosie”. W swojej szóstej i ostatniej powieści z 1987 roku, zatytułowanej "Syndrom Tanatosa", protagonista Tom More jest niezbyt starannie zawoalowanym alter ego Percy’ego, skompromitowanym psychiatrą przeżywającym kryzys egzystencjalny. Podobnie jak jego kanonizowany XVI-wieczny angielski imiennik, Tom jest obrazoburcą. W opowieści stanowiącej kontynuację "Miłości w ruinach" (1971 r.) Percy podąża śladami Aldousa Huxleya, żeby zbadać, co się dzieje, gdy naukowe rozwiązania stosuje się na wielką skalę – gdy owe naukowe rozwiązania stają się głównym sposobem rozwiązywania problemów społeczeństwa, a nie narzędziem pomocy poszczególnym osobom w konkretnej sytuacji.

Kiedy Tom po odbyciu dwuletniego wyroku w więzieniu o zaostrzonym rygorze za sprzedaż amfetaminy na postoju ciężarówek wraca do prowadzenia gabinetu psychiatrycznego w rodzinnym miasteczku Luizjanie, zauważa dziwne zmiany w zachowaniu swoich dawnych pacjentów. Jak odnotowuje: „Dwa przypadki to za mało, by wskazać na jakiś syndrom, ale uderza mnie pewne podobieństwo... W każdym z nich pacjentka wyzbyła się dawnych lęków, obaw, napadów szału, zrzuciła z siebie poczucie winy niczym wąż zeszłoroczną skórę i zastąpiła je naiwną bezmyślnością, rodzajem zwierzęcego dobrego nastroju”.

Wydaje się, że pod jego nieobecność problemy psychiczne i emocjonalne jego podopiecznych zostały „usunięte”, ale ich osobowości radykalnie się zmieniły.

Zachowanie pacjentek zmieniło się diametralnie, jednocześnie stały się bardziej podobne do siebie, łagodne i ustępliwe. Pewnym wyznacznikiem zmian jest również ich język. Ich zdolności komunikacji werbalnej są ograniczone, nie muszą znać kontekstu, żeby się porozumiewać bądź odpowiadać na pytania, ale jednocześnie są obdarzone zadziwiająco nienaganną pamięcią czy umiejętnością rozwiązywania nawet złożonych równań matematycznych bez użycia kalkulatora – posiadają cechy i zdolności, których połączenie czyniłoby je nieco osobliwymi, ale wybitnymi pokerzystkami o kamiennej twarzy i stalowych nerwach.

Tom zastanawia się, jak te osoby stały się istotami tak robotycznymi i pozbawionymi emocji, nawet jeśli nie cierpią już na ataki paniki, depresję, lęki czy zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne? Na pierwszy rzut oka mniej widoczna jest ich niemal całkowita utrata indywidualności, a tym samym godności osoby ludzkiej. Tak właśnie Percy przygotowuje grunt pod ukazanie starcia między miłością jednostki a abstrakcyjnym współczuciem wobec całej ludzkości. Percy w udramatyzowanej formie przedstawia wizję tego, co może stać się ze społeczeństwem, jeśli wszelkie wewnętrzne zmagania ludzkie zdefiniuje się jako problemy medyczne, które może rozwiązać przemysł farmaceutyczny i jego akolici – przedkładający rzekomą korzyść społeczną nad dobro jednostki. Tom wkrótce spostrzega, że nie tylko jego pacjentki wykazują osobliwe zmiany w zachowaniu, ale prawie wszyscy mieszkańcy jego rodzinnego miasta w parafii Feliciana, w tym również własna żona i dzieci.

Ponieważ doktor Tom More skompromitował się zawodowo, ulega wpływom Boba Comeaux, dawnego kolegi, który składa mu „propozycję nie do odrzucenia”. Stary dobry Bob, człowiek kordialny, jest federalnym urzędnikiem zindoktrynowanym przez stołeczną administrację, dyrektorem Działu Jakości Życia federalnego ośrodka nadzorującego program eutanazji. (Żeby nam to nie umknęło. Coś takiego właśnie Walker Percy przewidywał w amerykańskiej medycynie przyszłości – zaawansowany system przywodzący holenderskie rozwiązania, który dopuścił praktykę zabijania niemowląt do osiemnastego miesiąca życia i osób starszych przeprowadzaną legalnie pod nadzorem organów rządowych. Innymi słowy, urzędnicy zajmujący się zdrowiem publicznym, za radą ekspertów medycznych mogą określić, czy życie niechcianego dziecka lub chorego starca jest coś warte, czy nienarodzone dziecko należy poddać aborcji, a chorej osobie skrócić życie).

Bob Comeaux pomaga Tomowi uporać się z formalnościami związanymi z obowiązkowym nadzorem kuratorskim, mianuje go starszym konsultantem w Komitecie Doradczym ds. Medycznego Zastosowania Izotopów przy Nuklearnej Komisji Regulacyjnej, wyznacza mu skromną pensję oraz zapewnia biuro i przestrzeń laboratoryjną do prowadzenia własnych badań. Jest jednak pewien haczyk. Tom, którego Bob Comeaux uznaje za człowieka, który „o technikach izotopowych w farmakologii mózgu wie więcej niż ktokolwiek inny”, musi zostać wspólnikiem w tajnym projekcie inżynierii społecznej o nazwie Błękitny Chłopiec (Blue Boy). W istocie federalni szantażują Toma. Niewypowiedziana konsekwencja nieprzyjęcia przez Boba „propozycji nie do odrzucenia” jest następująca: jeśli do nas nie dołączysz, pomożemy ci znaleźć prostą drogę powrotną do więzienia.

Wyjątkowa wiedza medyczna Toma jest im niezbędna, zapewnia go Bob, oni zaś chcą wykorzystać ją w służbie ludzkości, by zlikwidować wszelkie problemy społeczne nękające współczesny świat.

Bob go przekonuje: „Co byś powiedział, gdybym dał ci magiczną różdżkę, mógłbyś machnąć nią [...] i z dnia na dzień ograniczyć przestępczość uliczną o osiemdziesiąt procent?”. W podobny sposób mógłby usunąć wszelkie inne problemy społeczne.

Program Błękitny Chłopiec, owa magiczna różdżka do „ulepszania” społeczeństwa, zasadza się na potajemnym dodawaniu ciężkiego sodu do wody. W rezultacie zmniejsza się liczba przestępstw z użyciem przemocy i ciąż wśród nastolatek; znęcanie się nad dziećmi i bicie żon staje się rzadkością; liczba przyjęć do szpitali z powodu depresji, uzależnień czy lęków zmniejsza się o siedemdziesiąt dziewięć procent.

Co więcej, chwali się Bob, „ci sami leczeni wykazują średnio dwudziestoprocentowy wzrost ilorazu inteligencji... oraz niemal absolutną zdolność zapamiętywania, która sprawia, że ty i ja w porównaniu z nimi wychodzimy na kretynów”. Tom rozumie, że to wszystko wyrwane z właściwego kontekstu zapewne wydaje się jednoznacznie pozytywne dla wszystkich zaangażowanych i zapewnia świetne dane statystyczne politykom prześcigającym się nawzajem, by przypisać sobie zasługi za redukcję poważnych schorzeń trapiących społeczeństwo. Jednak Tom, który osobiście doświadczył zmiany zachowania tych, którzy prawdopodobnie są „beneficjentami” owej inżynierii społecznej, zdaje sobie również sprawę, iż wszyscy ci ludzie stracili własną osobowość i zdolność do samostanowienia, przestali być indywidualnościami, a na pytania odpowiadają automatycznie niczym maszyny.

Skażenie wody ciężkim sodem, jak wyjaśniono w powieści, pozwala kontrolować zachowanie poprzez zmianę neurochemii mózgu: „Wiemy, że jon ciężki hamuje wytwarzanie dopaminy w korze przedczołowej – wyjaśnia Bob – co, jak wiesz, stanowi przypuszczalnie chemiczne podłoże schizofrenii. Wiemy, że wzmaga on wytwarzanie endorfiny, która, jak wiesz, wprawia nas w stan naturalnego upojenia”. Zanieczyszczona woda w swoim działaniu i przeznaczeniu przypomina somę, cudowny lek z "Nowego wspaniałego świata" Huxleya, służący do świadomego kontrolowania zachowań mas, tak aby nie zakłócały totalitarnego porządku politycznego...

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Niebezpieczne książki. Przed czym ostrzegają opowieści z przeszłości". Autor: Michael S. Rose. Wydawnictwo PROMIC

Syndrom Tanatosa

«« | « | 1 | » | »»

Reklama

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama