Opowiadał o Galicji, pojechał do Babadag. Tym razem przybył do Lublina, by napisać opowiadanie dla projektu CityBooks. Z Andrzejem Stasiukiem rozmawia Stefan Sękowski.
Stefan Sękowski: W Lublinie nie jest Pan po raz pierwszy.
Andrzej Stasiuk: – Nie. Bywałem tu wiele razy, ale pierwszy raz jestem tak długo. Związałem się z Lublinem przez współpracę z Teatrem Gardzienice.
Ma Pan już własne ścieżki w Lublinie?
– Tak. Co dziś fajnego widziałem… szedłem Zamojską, tam wokół murów siedziby biskupa jest bardzo ładna uliczka. Natknąłem się też na kapitalne ogłoszenie: „tropik na sutanny – 36 zł za metr bieżący”. Z takich smaczków będzie składać się mój pobyt.
Są miejsca w Lublinie, które kojarzą się ludziom z tym miastem. Też będzie Pan je odwiedzał?
– Znajdę własne miejsca. Na pewno pójdę na zamek, pojadę na Majdanek. Ale nie mam takich preferencji. Sprawdzę, jak wdrukuje mi się Lublin bez mojej zgody i wiedzy. Ktoś proponował, że mnie oprowadzi, ale ja zostawiam mój odbiór losowi. Kupuję bilet, wsiadam w tramwaj…
Trolejbus.
– Tak (śmiech). I patrzę, co wyświetla się za oknami. Na twarze ludzi, kiedy zmieniają się dzielnice bogatsze na biedniejsze. Albo jadę o godz. 5 lub 6 z udręczoną klasą robotniczą, we mgle, w lodowatym świetle, w chłodzie, w nieogrzanym autobusie. To jest fascynujące. Później kładę się w domu, trawię to wszystko, jak wąż, który połknął słonia w „Małym księciu” Saint-Exupéry’ego.
Spotkał Pan ciekawych ludzi?
– Na przykład Marokańczyka, który prowadzi kebabownię na Dworcu PKS. Zakolegowałem się z nim.
Jak podoba się Panu projekt CityBooks?
– Dostałem propozycję, która mi się spodobała i myślę o tym, co mam zrobić, mniej o samym projekcie. Na pewno danie możliwości pisarzowi pomieszkania przez pewien czas w miejscu, które ma opisać, jest ciekawym pomysłem, Poza tym pasuje mi do prywatnych planów. Ostatnio prześladuje mnie „Project Wschód”. Mój ojciec pochodzi z Podlasia, tam spędzałem całe wakacje w dzieciństwie, mama pochodzi ze wschodniego Mazowsza. Chcę napisać książkę o Wschodzie – od Drohiczyna aż po Ułan Bator. Lublin się świetnie w tym mieści. Jak Zamość, Białystok i najpiękniejsze polskie miasto, czyli Przemyśl. Gdyby zaproponowano mi Poznań, to bym się nie zgodził.
O Lublinie pisali Józef Czechowicz czy Isaak Bashewis Singer, mimo to miasto cierpi na niedobór dzieł literackich. To próba zapełnienia tej luki?
– Chcielibyście być Krakowem, z tymi wszystkimi krakowskimi pisarzami? Uchowaj, Panie Boże! Zresztą książki nie muszą dotyczyć miejsc. Gdy czyta się „Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza, to ich akcja może równie dobrze toczyć się w Lublinie. Ale w mojej kolejnej książce, którą skończę za rok albo półtora, będzie Lublin.
A tekst dla CityBooks, który powstanie wcześniej, będzie laurką? Tego niektórzy oczekują…
– Absolutnie! To ma być sensowny tekst literacki! Ja wiem, że wielu myśli: przyjedzie pisarz i fajnie opisze nam miasto. A ono jest takie, jakie jest. Co komu ze skłamanego, wygładzonego opisu? Tu chodzi o mięcho, o jakąś prawdę. „Co za syf w tym Lublinie” – takie będą pierwsze słowa mojego tekstu (śmiech).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.