publikacja 05.02.2012 22:27
Spotkałem się ostatnio z globalizmem na odpuście w jednej ze śląskich miejscowości. Gdzie? Na odpuście? – może się ktoś zadziwić.
No bo można by pomyśleć, że tak ogólnoświatowe, tak globalne zjawisko jak globalizm, to można spotkać tylko gdzieś w Katowicach na targach motoryzacyjnych czy na autostradzie pod Mysłowicami. A tu patrzcie, na śląskiej wsi?
Powszechnie wiadomo, że na każdym parafialnym odpuście w okolicach kościoła handlyrze rozkłodają odpustowe budy. Któż tego nie zna z dzieciństwa. Te tradycyjne można podzielić na dwie zorty: budy z jodłym i budy z graczkami. Budy z jodłym to stoiska sprzedające roztomajte słodycze o takich typowych śląskich nazwach jak: makrony, futermeloki, floki, kartofelki, zozwór… Natomiast budy z graczkami to stoiska z wielką ilością zabawek i innych duperelek. I właśnie będąc ostatnio na takim odpuście zauważyłem, że odpustowe jodło stoi na wysokim poziomie i nic się tu od ponad stu lat nie zmieniło. I bardzo dobrze.
Taka ciągłość tradycji to wielki powód do zadowolenia dla wszystkich miłośników śląskich klimatów i odpustowego maszkecynio. To też oznacza, że Ślązoki jeszcze świętują parafialne odpusty, a nie przenieśli się całkowicie do supermarketów. Muszę się Wam też pochwalić, że podczas spacerowania po odpustowych budach kupiłem sobie wielgo tytka maszketów, czyli słodyczy. Wśród nich był też różaniec, zrobiony ze sznurka, bibuły i pierniczków. Jest tak piękny, że aż szkoda go zjeść! Chyba go zasuszę i zostawię sobie na pamiątkę.
Piernikowy różaniec z odpustowej budy
Kupując go pomagasz w zachowaniu dziedzictwa śląskiej kultury
MAREK SZOŁTYSEK/GN