Wchodząc do galerii, w jednej chwili można przeżyć kilka okresów liturgicznych. Wielki Post i Boże Narodzenie, uroczystości Matki Bożej i wspomnienia świętych.
Choć jego prace można zobaczyć w wielu galeriach na świecie, Tadeusz Kacalak nie uważa się za artystę. Patrząc na setki dzieł, które zebrał, przedstawiających świątki, krzyże, anioły, a także ptaki, baby, świnie, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystkie harmonijnie mieszają się ze sobą, tworząc jedną całość. Tylko niektóre z nich nieco mocniej krzyczą, zaczepiają.
Lelujki Heleny
Wiele zgromadzonych przez Tadeusza Kacalaka prac na pierwszy rzut oka wydaje się niezrozumiałych, a nawet brzydkich. Ale po krótkiej chwili wpatrywania się w nie ukazują swoją głębię i niejako same zaczynają opowiadać o wnętrzu artysty, który je wykonał. – Proszę się im lepiej przyjrzeć. Popatrzeć im w oczy i zatrzymać się nad ich prostotą – zachęca Tadeusz Kacalak, kutnowski rzeźbiarz i kolekcjoner, który od wielu lat jest pasjonatem sztuki ludowej (nieprofesjonalnej), sztuki naiwnej, prymitywnej, a ostatnio także Art Brut, którą tworzą głównie osoby psychicznie chore.
Zebrana kolekcja jest imponująca. – O każdej rzeźbie i jej twórcy mógłbym opowiadać godzinami. Większość z nich to ludzie bardzo prości, którzy chwycili za dłuto, by wyrazić siebie. O, proszę popatrzeć na tę kapliczkę i Ukrzyżowanego. Zrobiła je ręka Józefa Jurczaka. Nigdy nie spotkałem tak pobożnego i prostego człowieka.
Wystarczy popatrzeć na twarz Jezusa, która mocniej zaczyna przemawiać, gdy dłonią dotknie się Jego ciała. Rzeźba powstała z potrzeby serca. A tu są prace innego artysty. Pokazują jego historię. Pierwsze są dopracowane, staranne i piękne. Ostatnie niedbałe, szorstkie, sponiewierane, tak jak życie pijącego artysty – opowiada T. Kacalak.
Pomiędzy świętymi stoi jedna z ulubionych rzeźb kolekcjonera. Jest nią prymitywna świnia. Opowieść o jej autorce porusza Kacalaka. Z przejęciem opowiada o pani Helenie, której życie nie rozpieszczało. Pochowała trzech mężów. Nie mając nic na starość, zamieszkała ze świniami, które nazywała lelujami. A one chodziły za nią do sklepu, gdzie kupowała im cukierki. Podobiznami swoich towarzyszek zdobiła ściany chlewika, gdzie mieszkała.
– W zbiorach mam też prace Józefa Soboty. Powstały one po tym, jak anioł kazał mu do chorej nogi je przystawić pijawki, a po powrocie do zdrowia ustawić 10 kapliczek. Nie mogąc ich kupić, wyrzeźbił je.
Modlitwa ostrzem
Oglądając galerię i słuchając opowieści o twórcach, można zapomnieć, że sam kolekcjoner jest artystą. – Nigdy nie uważałem się za artystę. Z zawodu jestem fryzjerem. Robię to, co poczułem i co mi wychodzi. Wiele lat temu, gdy mój sąsiad ścinał drzewo, zobaczyłem jakby twarz Chrystusa. Wziąłem brzytwę i wydobyłem tę głowę. I tak się zaczęło. Najpierw swoimi rzeźbami ozdabiałem ściany zakładu. Po jakimś czasie zachęcony przez jedną z klientek zawiozłem swoje prace do muzeum w Łęczycy, które takie rzeczy promowało. Akurat organizowano tam konkurs, w którym zdobyłem wyróżnienie. Otrzymane pieniądze przepiłem. Dziś największym moim sukcesem jest moja trzeźwość. Bez niej niczego by nie było, ani galerii, ani moich prac. Równie ważne jest to, że przez 39 lat mam obok siebie żonę, którą kocham, i dwóch wspaniałych synów – wyznaje T. Kacalak.
Prestiżowe nagrody, prace znajdujące się w galeriach niemal całego świata i liczne wystawy w Polsce, Niemczech, Belgii, USA i Kanadzie, a także udział w Ogólnoświatowych Targach Sztuki Ludowej w Santa Fe, na których kutnowski artysta pełni rolę ambasadora polskiej sztuki ludowej, potwierdzają doskonały warsztat i umiejętności Tadeusza Kacalaka. On sam zdaje się nie przykładać do nich aż tak wielkiej wagi. Choć nie ukrywa, że jak każdy człowiek lubi być chwalony.
Prawdziwym powodem do wzruszeń jest fakt, iż wiele jego sakralnych prac nie tylko podoba się, ale przede wszystkim porusza i zmienia zarówno artystę, jak i odbiorcę. – Moje umiejętności są darem, który otrzymałem od Boga, dlatego każda rzeźba to moja modlitwa i Dobra Nowina przekazywana dłutem.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.