Uczą się polskiego z różnych powodów. Bo jest im potrzebny w pracy, bo lubią nasz kraj albo chcą u nas studiować. Lecz nade wszystko dlatego, że jest taki kurs. Zorganizowała go Szkoła Języka i Kultury Dolnołużyckiej w Chociebużu.
Trzy grupy Niemców przez tydzień z determinacją przyswajały sobie słowiańskie „szcz”, „dź” i „ści”. Młodzi i w sile wieku. Mężczyźni i kobiety. Doktorzy nauk humanistycznych i gospodynie domowe. Większość z nich miała już do czynienia z naszym językiem, ale są i tacy, dla których jest to pierwsze rendez-vous z podręcznikiem „Wir lernen polnisch”.
W środę na zajęcia wszyscy przyszli przed czasem. Pierwszy był jak zwykle Matthias Piesk, któremu ten kurs pomoże studiować w Krakowie. Do Polski wyjeżdża już niebawem, dlatego ma wiele obaw, czy aby wystarczy mu słów, żeby opisać wszystkie wrażenia. Matthias, jako jeden z nielicznych kursantów, oficjalnie przyznaje się do serbołużyckiego pochodzenia i jest z niego dumny. – Moja rodzina pochodzi ze wsi niedaleko stąd. Bardzo mi zależy na pielęgnowaniu naszych słowiańskich tradycji – mówi.
Deficytu polskich słów nie boi się Konstanze Schirmer, dziennikarka serbskojęzycznej rozgłośni radiowej w Chociebużu. Od 12 lat koresponduje ze swoją polską przyjaciółką, którą poznała w Gnieźnie podczas pierwszej podróży do Polski. Nowy język przyda się jej także w pracy.
– Moi szefowie już od dawna namawiali mnie na naukę polskiego. Twierdzą, że najbardziej się do tego nadaję. A poza tym zaoszczędzą pieniądze na tłumaczeniach – śmieje się Konstanze. Dla wszystkich kursantów polski nie jest pierwszym obcym językiem, jakiego się uczą. Na ogół znają jeszcze angielski i... rosyjski, który uważają za najtrudniejszy język świata.
– Polski jest trudny, zwłaszcza te syczące i szeleszczące spółgłoski. Ale nam, Niemcom, najtrudniej przychodzi rosyjski – zapewnia Siegfried Walla, emerytowany inżynier. Zgadza się z nim dr Tim S. Müller, historyk i zapalony regionalista. – Naukę polskich słówek ułatwiają nam jednak podobieństwa wielu rzeczowników. Na przykład rycerz – ritter, granica – grenze, ogórki – gurken – wylicza.
Kursantom najbardziej utrudnia życie stopniowanie przymiotników. – To straszne! – krótko opiniuje Konstanze. Mniejszy problem jest z gramatyką, opartą na jasnym systemie. A przecież nic tak nie charakteryzuje Niemców jak systematyczność. Obok podobieństw wyrazowych w nauce języka polskiego są także inne jasne promyki. Wszyscy kursanci chętnie dzielą się polskimi słówkami, które najbardziej przypadły im do gustu. – Malutki! Ziemniaki! Przepraszam! – wymieniają z satysfakcją.
Pieczę nad kursantami sprawuje czwórka nauczycieli, w tym Maria Elikowska-Winkler i jej syn Mike. Wszyscy od kilkudziesięciu lat mieszkają w Niemczech. Pani Maria jest dyrektorką i założycielką Szkoły Języka i Kultury Serbołużyckiej w Chociebużu (Šula za dolnoserbsku rěc a kulturu). W tym roku ta jedyna tego typu wyższa uczelnia w Europie będzie obchodzić 20-lecie istnienia. Prawie tyle samo lat odbywają się tutaj lekcje języka polskiego dla Niemców i tych, którzy wciąż mówią o sobie Serbołużyczanie.
– Główny ciężar nauki polskiego przejmują na siebie półroczne kursy semestralne, kiedy uczniowie przychodzą na zajęcia raz w tygodniu, wieczorem – tłumaczy M. Elikowska--Winkler. Poza tym w szkole pani Marii można uczyć się polskiego raz w miesiącu, w soboty, albo – jak obecnie – przez cały tydzień, po osiem godzin dziennie. Te zajęcia mają specjalny status kursów doszkalających. Oznacza to, że co dwa lata można na nie uzyskać od pracodawcy dodatkowe 10 dni płatnego urlopu – wyjaśnia pani Maria.
Co roku do Szkoły Języka i Kultury Dolnołużyckiej zapisuje się około tysiąca osób różnej płci, wieku i różnych narodowości. Lekcje polskiego to niewielka (i wcale nie najważniejsza) część działalności szkoły. Najważniejsza jest kultura Serbów, w tym – język łużycki. Co roku kilkaset osób odbiera certyfikat ukończenia Šuli. Dokument ten jest uznawany na wszystkich uczelniach w Niemczech.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.