Melomani dawno nie mieli okazji oglądać i słuchać w Operze Krakowskiej tak świetnie, „po Bożemu” zrobionego spektaklu. Dobra muzyka, wykonawcy oraz – co nie mniej ważne – nieudziwniona reżyseria Włodzimierza Nurkowskiego i scenografii Anny Sekuły.
„Ariadna na Nanos” Ryszarda Straussa (1864-1949) do libretta Hugo von Hofmannstahla (1874-1929) jest pierwszym dziełem operowym tego kompozytora prezentowanym na scenie krakowskiej. Według krakowskiej muzykolog Małgorzaty Janickiej-Słysz, kompozytor „chciał tradycyjne stare formuły operowe napełnić żywiołem nowego ducha, zderzając parodię z powagą, a zabawę z refleksją”. Fabuła opery jest rzeczywiście niezwykła. Na skutek kaprysu bogacza w trakcie jednego przedstawienia muszą być zaprezentowane zarówno smutek mitycznej królewny Ariadny porzuconej przez Tezeusza na wyspie Naxos, jak i niewyszukana burleska. Strauss dopasował do tego doskonale swoją muzykę. „W »Ariadnie« tańczą menueta Mozart i Mascagni, Haendel i Offenbach” – scharakteryzował Cecil Gray Straussowskie przemie szanie stylów muzycznych.
Wykonawcy krakowskiego spektaklu pokazali to – nie waham się użyć tego słowa – po mistrzowsku Dyrygent Warcisław Kunc wydobył z orkiestry lekkość i kolorystykę brzmienia. Śpiewacy zaś dostroili się do tego bardzo harmonijnie Agnieszka Rehlis doskonale radziła sobie z partią Kompozytora. Pozornie niewielka, wymaga ona jednak dużych umiejętności wokalnych. Słynna niemiecka śpiewaczka Lotte Lehmann wspomniała w książce „Śpiewając z Ryszardem Straussem”, że to od wykonania tej partii na premierze nowej wersji „Ariadny” w 1916 r. zaczęła się jej światowa kariera.
Kończąca Prolog aria Kompozytora jest również artystycznym wyznaniem wiary twórców opery. „Bo czymże jest muzyka? Muzyka to święta sztuka, która jednoczy wszelkie uczucia niczym cherubiny wokół jaśniejącego tronu i dlatego jest ona święta wśród sztuk – święta muzyka” – śpiewa Kompozytor. Znana od wielu lat krakowskim melomanom Ewa Biegas, świetnie śpiewająca np. partię Halki, tym razem stała się bardzo przekonywającą Ariadną, lamentującą wpierw nad swoim losem, potem zaś poddającą się miłości Bachusa (w tej roli trzymający od lat wysoką formę wokalną Tomasz Kuk).
Męczące słuchaczy i wykonawców udziwnienia reżyserskie i scenograficzne są teraz wszechobecną zmorą teatrów operowych. Krakowska „Ariadna” jest od tego wolna. Reżyser Włodzimierz Nurkowski swoją wieloletnią fascynację tą operą wyraził w prostocie przedstawienia. Udana jest również multimedialna scenografia Anny Sekuły. Widzom podobał się bardzo np. pomysł wyświetlania falującego morza w trakcie lamentacji Ariadny.
Nie wiem, czy dotychczasowe krakowskie spektakle „Ariadny” były nagrywane. Jeśli nie, to trzeba to zrobić jak najrychlej, gdyż wykonanie zasługuje na udostępnienie melomanom na płytach DVD.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.