Nie wspierał się fotografią, ale rysował z natury. Nosił czarny artystyczny beret z lekka na bakier. Niektórzy starsi krakowianie pamiętają jego charakterystyczną postać, pojawiającą się na ulicach starej części miasta, kiedy tylko pozwalała na to aura.
Bronisław Schönborn siadał na składanym krzesełku, by kontemplować detale krakowskich kamienic i rysować je węglem. To była jego ulubiona technika. Teraz ze staromodną, ale piękną kreską konkuruje współczesna fotografia, dokumentująca te same miejsca, które mistrz narysował. Obok 200 rysunków Bronisława Schönborna (1909–1971), które są podstawą ekspozycji w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, umieszczonej w dwóch miejscach – w Kamienicy Hipolitów przy placu Mariackim 3 i w Pałacu Krzysztofory przy Rynku Głównym 35 – oglądać można kilkadziesiąt zdjęć wykonanych specjalnie przez Andrzeja Janikowskiego i Tomasza Kalarusa. To koncepcja pomysłodawcy i kuratora wystawy – Łukasza Białego, który chciał poprzez prezentowane rysunki Schönborna i współczesne fotografie tych samych miejsc, które inspirowały artystę, zmusić oglądających do refleksji nad stanem architektonicznym naszego miasta, ze szczególnym uwzględnieniem detali. Detali architektonicznych, tak niepowtarzalnych i pięknych, że dokumentowaniu ich artysta poświęcił całe swoje życie. To portale, dziedzińce, podwórka, sienie, kołatki, odrzwia, kraty ozdobne czy latarnie.
400 godzin rysowania
Na kształt wystawy znaczny wpływ miała rodzina wybitnego architekta i rysownika. Kilkadziesiąt rysunków spośród tysiąca, które są własnością prywatną, użyczyła dr Anna Klimkiewicz, siostrzenica artysty. – Nie było w Krakowie zabytku, którego by wuj nie udokumentował. Niektóre nawet rysował podwójnie – tak jest w przypadku wizerunku Skałki. Motyw w wersji czarno-białej, który oglądamy na wystawie, pochodzi ze zbioru Spółdzielni Pracy im. Dąbrowskiego, ale w prywatnej kolekcji mamy taką samą Skałkę lekko podbarwioną pastelami – opowiada A. Klimkiewicz.
Perłą w kolekcji rysunków jest 48 wizerunków komnat wawelskich, które Schönborn rysował przez ponad 400 godzin. – Wuj, rysując komnaty wawelskie, spędził w nich wiele czasu, zyskał zaufanie pracowników Zamku i był po prostu tam zamykany na noc, aby mógł w spokoju rysować – opowiada siostrzenica artysty.
Hejnał był mu pobudką
Co najciekawsze, Bronisław Schönborn nie był rodowitym krakowianinem, ale poznaniakiem. Do naszego miasta zawitał na stałe tuż po wojnie w 1945 roku i został jego gorącym admiratorem. Wcześniej, w 1932 r., wyjechał do Włoch, gdzie w Perugii odbył studia filologiczne (dzięki temu oprowadzał też zagranicznych gości po Krakowie), a później ukończył architekturę na królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie. Przez całe życie łączył miłość do obu tych miast – wspomina rodzina. Dlatego na jego nagrobku na cmentarzu Rakowickim widnieje napis: „Hejnał był mu pobudką, a ziemia włoska natchnieniem”, umieszczony przez siostrę rysownika Mieczysławę Tomaszewską. To ona dbała o kolekcję rysunków, które sławiły urodę zabytków Krakowa, szczególnie renesansowych.
Po śmierci Bronisława Schönborna jego dorobek był pokazywany na licznych wystawach w kraju i za granicą, przede wszystkim w Poznaniu, Kórniku, w Kijowie, Lipsku i Wielkim Tyrnowie. Jeszcze za życia artysta sławił urodę naszego miasta na specjalnej wystawie prezentowanej w Paryżu, Tuluzie, Narbonie i Carcassone.
Wystawa „Kraków Bronisława Schönborna”, zorganizowana w ramach cyklu „Artyści przypomniani”, potrwa do 20 maja. Warto ją zobaczyć, nie tylko ze względu na mistrzostwo kreski artysty, ale po to, aby sprawdzić, czy stary, piękny Kraków nie został odarty z najpiękniejszych fragmentów zabytków i ich detali.
– Powinniśmy się przy okazji zastanowić nad tym, czego już nie ma, czego żałujemy, że zniknęło. Co należy naprawić? – mówi Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.