Na widok Maryi radziejowicki proboszcz rozpłakał się jak dziecko. Dziś niemal każdego dnia przed Jej wizerunkiem modli się za misje.
W Dniu Matki wierni z parafii św. Kazimierza Królewicza w Radziejowicach do Litanii Loretańskiej chętnie dołożyliby jeszcze jedno wezwanie: Motylkowa wspomożycielko wiernych – módl się za nami. Skąd taki pomysł? Z kontemplacji obrazu, jaki w 2009 r. od dzieci z Konga otrzymał ich proboszcz.
Szkoła za poczęcie
– Historia obrazu związana jest z pewnym wyjazdem. Jeden z naszych parafian – Jacek Drążkiewicz, który jest pilotem wycieczek, zorganizował pielgrzymkę do Pragi – mówi ks. Waldemar Okurowski. – Tam poznałem główną rezydentkę odpowiedzialną za wszystkie wycieczki Ludmiłę Zalewską. Po dłuższej rozmowie poprosiła mnie, bym odprawił w intencji jej tragicznie zmarłego wnuka Mszę św. Miał 19 lat, gdy zginął, jadąc motorem. Zgodziłem się. Podczas Eucharystii, którą sprawowałem w kościele Dzieciątka Jezus w Pradze, modliłem się nie tylko o spokój jego duszy, ale także o siły i nadzieję dla jego rodziców, by Bóg ich pocieszył – opowiada ks. Waldemar.
Po kilku miesiącach z Pragi dotarła do radziejowickiej parafii wiadomość, że matka tragicznie zmarłego Filipa, Renata, spodziewa się dziecka. Pani Ludmiła i rodzina jej córki nie mieli wątpliwości, że poczęcie jest odpowiedzią na zanoszone w kościele Dzieciątka Jezus modlitwy. Radość była wielka, gdyż od lat wiadomo było, że Renata nie może mieć więcej dzieci.
Ojciec nieżyjącego Filipa, z pochodzenia Grek, by podziękować Bogu za drugie dziecko, postanowił sfinansować budowę szkoły w Kongu w wiosce Bangui. W dniu otwarcia placówki tamtejsze dzieci podarowały małżeństwu obraz Matki Bożej w całości wykonany z motylich skrzydełek. Motylkowa Madonna została oprawiona w ramy z drewna oliwnego, będącego symbolem wiary i miłości. Rodzice Filipa zastanawiali się... i postanowili, że motylkowa Maryja powinna trafić do Radziejowic, do ks. Waldemara.
Panienka z owadów
Do Warszawy obraz został przywieziony przez ambasadora Polski w Pradze, który przekazał go Jackowi Drążkiewiczowi. - To była Wigilia. Pamiętam, jak syn wpadł do domu z pytaniem, czy jest u nas ksiądz proboszcz, który od lat spędzał z nami Wigilię - mówi Anna Drążkiewicz.
- Jak tylko zorientował się, że go nie ma, z samochodu przyniósł jakiś prezent zawinięty w kołdrę. Na pytania dotyczące tajemniczego pakunku nie odpowiadał. Pomyślałam, że gdyby to miał być prezent dla mnie, to pewnie byłaby to stolnica, a jeśli dla księdza, stawiałam na obraz. Wszystko stało się jasne po kolacji. Tajemniczy prezent syn zostawił na koniec. Podając go ks. Waldemarowi, powiedział tylko, że przebył on bardzo daleką drogę. Jak go ksiądz otworzył krzyknął: „O Matka Boża!”. Kiedy przeczytał dołączoną do niego kartkę, rozpłakał się jak dziecko - opowiada Anna Drążkiewicz.
Jeszcze tej samej nocy, podczas Pasterki, obraz został pokazany parafianom. Wielu z nich po Mszy św. podchodziło do niego, by z bliska zobaczyć misternie wykonane dzieło.
- Chciałem powiesić go w kościele, ale ze względu na dużą wilgotność, jaka tam panuje, nie zrobiłem tego. Przechowuję go na plebanii. Zawsze, gdy na niego patrzę, utwierdzam się w przekonaniu, że jest to najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem. Nie sprzedałbym go za miliony. Jako dawny nauczyciel wiem, ile pracy dzieci musiały w niego włożyć. Nieraz wyobrażam sobie, jak zbierały martwe motyle, jak ostrożnie je musiały przenosić, a potem z jeszcze większą delikatnością tworzyć z nich twarz, szaty, dłonie Matki Bożej i Pana Jezusa. Moja motylkowa Maryja nie przestaje mnie zachwycać. W maju, w miesiącu Jej poświęconym, razem z parafianami będziemy się modlić przed obrazem o łaski dla nas i dla naszych przyjaciół w Kongo - wyznaje ks. Waldemar Okurowski.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.