Historię polskiego kina – tak, jak historię kina w ogóle – można opisywać, analizować nie tylko za pomocą dzieł zrealizowanych. Znamy przecież wiele niezrealizowanych projektów, które wspaniale rokowały.
Nigdy już się nie dowiemy, czy „Napoleon” byłby kolejnym wielkim arcydziełem Stanleya Kubricka. Możemy sobie to jedynie wyobrażać czytając scenariusz. Na zawsze pozostaliśmy z pytaniem, jak potoczyłaby się kariera Orsona Wellesa gdyby przed, lub po „Obywatelu Kane” zrealizował, któryś ze swoich wizjonerskich pomysłów. Czy gdyby doszło do przeniesienia na ekran scenariusza „Załogi” byłoby to – jak wszystko na to wskazuje - największy spośród filmów Micheloangelo Antonioniego?
Polskie kino również ma swoje mityczne, wielkie, niespełnione projekty. Ich realizacja mogłaby zmienić historię rodzimej kinematografii. Można się więc już tylko zastanawiać, jak na przykład potoczyłaby się kariera Andrzeja Wajdy gdyby doprowadził on do ekranizacji scenariusza pod tytułem „Jesteśmy sami na świecie”, a adaptację „Popiołu i diamentu” wyreżyserował Antoni Bohdziewicz. Losy trzynastu niezrealizowanych projektów polskich reżyserów śledzi w książce „Historia niebyła kina PRL” Tadeusz Lubelski.
Wśród wybranej przez autora trzynastki znajdują się scenariusze znane, głośne, o których wie nie tylko branża filmowa - na przykład „Powołania” Andrzeja Wajdy, czy „Osioł grający na lirze”, którym był zainteresowany Wojciech Jerzy Has. Pojawiają się również projekty bardziej tajemnicze, jak „622 upadki Bunga” według autobiograficznej, debiutanckiej powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza - wymarzony aktorski film mistrza animacji Jana Lenicy.
Znajdziemy w książce projekty, których ogromnie żal. Czytając rozdział o – potencjalnym niestety – filmie Andrzeja Wajdy na podstawie „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego trudno nie zauważyć, jak wspaniałą, intelektualną pasję miał w sobie dla tego projektu niedoszły jego reżyser. Pokazują ją kolejne pomysły, przemiany wizji, wersji scenariusza. Jak marnie wypada przy tym to, co ostatecznie zrealizował Filip Bajon. Ciekawa jest również końcowa konstatacja autora, pojawiająca się w rozdziale poświęconym temu scenariuszowi. Ma ona formę pytania o to, jak wielką krzywdę obecności pierwowzoru literackiego we współczesnej kulturze, życiu umysłowym społeczeństwa może wyrządzić zła, nieciekawa, nieudana filmowa adaptacja.
Częstotliwość z jaką w książce pada nazwisko Andrzeja Wajdy dowodzi siły twórczej, wyobraźni tego reżysera. Pokazuje ile jeszcze wielkich – być może, a na pewno ciekawych – filmów mógł w przeszłości zrobić ten wybitny reżyser.
Wydawać by się mogło, iż do realizacji większości dzieł opisanych w publikacji nie doszło z powodów ich niecenzuralności. Niekoniecznie. Powodami bywały również brak czasu, natłok innych zobowiązań. Twórcy polskiego kina to ludzie twórczy, ambitni. Jak okazuje się w trakcie lektury książki może to hamować tak samo, jak brak pełnej wolności i swobody twórczej. Z kolei losy „Choroby więziennej” – scenariusza Janusza Andermana, do którego realizacji przymierzał się Janusz Morgenstern – pokazują, że cenzura wcale nie skończyła się wraz z PRL i likwidacją zajmującego się nią urzędu. Ta, która po przełomie 1989 roku nie dopuszcza do realizacji niektórych filmów jest tylko mniej oficjalna i zinstytucjonalizowana. Udział w niej biorą często ci, którzy stali po drugiej stronie barykady – działacze antykomunistycznej opozycji. Nie spodziewajmy się jednak nazwisk.
Zabawnym, ale i mądrym pomysłem autora jest zakończenie opisu każdego projektu jego ... recenzją. Tekstem stylizowanym na sposób w jaki krytykę filmową uprawiano w czasach, w których miał powstać dany film. Dobrą zabawą jest już rozwiązywanie anagramów jakimi są podpisane owe recenzję. Jest to sposób na przypomnienie, jak zmieniała się krytyka filmowa, a także uzmysłowienie czytelnikom faktu, że ta część świata sztuki również podlegała politycznym naciskom. W artykułach owych zawsze zostaje przyjęta perspektywa, w której opisane w książce scenariusze zostały zrealizowane.
Zabawa w historię alternatywną może być bowiem badania historii, która się odbyła, świetnym uzupełnieniem. Mówi przecież o przeszłości równie dużo. Do niespełnienia filmowych projektów doprowadziły pewne fakty. Również samo scenariuszy istnienie jest faktem, a także świadectwem ruchu, fermentu intelektualnego, prowadzącego do ich powstania. Uprawiana mądrze jest również twórcza. Jak w najnowszej książce Tadeusza Lubelskiego.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.