Militarnie jest tylko na okładce. W środku zaś amunicja jak najbardziej pokojowa, która przyda się każdemu w dyskusjach, nie tylko z wojującymi ateistami.
Ile już to razy słyszeliśmy w rozmowach ze znajomymi, z kolegami w pracy, w dyskusjach Polaków przy piwie: „Nie potrzebuję czarnych do rozmowy z Bogiem”; „Nie chcę, żeby Kościół zaglądał mi pod kołdrę”; „Kościół straszy piekłem i miesza się do polityki”; „Skoro Bóg jest dobry, to dlaczego pozwala na tyle nieszczęść”; „Kościół jest okrutny – sprzeciwia się in vitro, antykoncepcji, aborcji i eutanazji”; „Każdy ma swoją wiarę”. I co wtedy robiliśmy? Czy potrafiliśmy odpowiedzieć, dyskutować?
Jeśli zabrakło nam argumentów, baliśmy się zagłębiać w dysputę, czuliśmy, że wchodzimy na grząski grunt, powinniśmy czym prędzej sięgnąć po „Katolicki pomocnik towarzyski”. To głęboki w treści, ale lekki w formie leksykon najczęstszych stwierdzeń padających w rozmowach z niewierzącymi lub „wierzącymi niepraktykującymi”.
Uzbroi nas w szereg cennych ripost, solidnych argumentów i podstaw, odwołujących się do nauczania Kościoła, papieskich dokumentów, pism wielu świętych. Lektura przyda się każdemu, kto chce uporządkować swoją wiedzę na przykład na temat inkwizycji, kościelnych dogmatów, nieomylności papieży, wojen religijnych, ruchu New Age oraz Pisma Świętego - księgi natchnionej, ale równie ważnej, co Tradycja Kościoła.
Przy całej jej głębokiej treści, ważkich tematach książkę czyta się jednym tchem. Jak rozważania o Duchu Świętym, z którym nawet niektórzy wierzący mają kłopot.
Czy jest Osobą, Duchem, Mocą, Wiatrem, czy ukrywa się pod postacią gołębia?
„Wiara, gdy nie pozwala się jej wzbić ponad dziecięcy poziom, staje się przyziemna, jak przygrube i przyciężkie gołębie z naszych miast” - konkluduje autor.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.