Już jutro na ekranach naszych kin studyjnych pojawi się nowy film Andreasa Dresena.
Mat. prasowy Aurora Films
Kadr z filmu "W pół drogi"
Główny bohater prowadzi z pomocą iPhone'a dziennik choroby i żegnania się z bliskimi
W ubiegłym roku, na festiwalu filmowym w Cannes produkcja ta zwyciężyła w sekcji Un Certain Regard. Przyznana została jej także m.in. Nagroda Niemieckich Krytyków Filmowych dla najlepszego filmu oraz dla Milana Peschela, jako najlepszego aktora.
„W pół drogi” to opowieść o współczesnym człowieku sukcesu. Ma świetną pracę, nowy dom, udane życie rodzinne. Po czasie okazuje się jednak, że ma także raka mózgu. Szanse na pokonanie choroby są zerowe, a Frankowi (głównemu bohaterowi tego filmu, granemu właśnie przez Peschela) pozostało zaledwie kilka miesięcy życia.
Mężczyzna zaczyna prowadzić swoisty dziennik choroby i żegnania się z bliskimi i ze światem. Dziennik – znak czasów – tworzony przy pomocy iPhone’a.
Chwile dramatyczne, w których bliscy wzajemnie się ranią, nie radząc sobie z nieszczęściem, jakie na nich spadło, przeplatają się tu z momentami pełnymi ciepła, a nawet humoru. Tym samym - na co zwracają uwagę krytycy – ów niemiecki dramat, ma w sobie coś, co pozwala go zestawić z dziełami twórców tak zwanego brytyjskiego kina społecznego.
Reżyser Andreas Dresen tak scharakteryzował swój film: - Miniony rok nie był łatwy dla mnie i niektórych z moich najbliższych przyjaciół. To był czas rozstań, separacji i niepokoju. Te bardzo osobiste odczucia stworzyły główny ton filmu. Niektórzy z moich przyjaciół osobiście zetknęli się ze śmiercią, a przez słuchanie ich opowieści w jakiś sposób dzieliłem z nimi to doświadczenie. W tym kontekście byłem zdumiony, jak mało nasze społeczeństwo myśli o śmierci. A przecież to jedyne, czego naprawdę możemy być pewni: to dotyczy nas wszystkich i może wpłynąć na nasze życie w każdej chwili. Ale wolimy odkładać ten temat na bok i dalej zajmować się naszą codziennością.
- To samo odnosi się do kina – dodawał Dresen. - Pokazujemy na ekranie nagłe i szybkie zgony, nie pokazując jednak, co śmierć oznacza dla zaangażowanych osób. Albo ukrywamy śmierć za melodramatyczną konstrukcją, jak słynna ostatnia podróż nad morze itp., która odciąga uwagę widza od istoty sprawy. Dla nas było bardzo ważne, aby w filmie trzymać się codziennego doświadczenia i prawdziwie pokazać proces odchodzenia; spojrzeć w przepaść, ale także zatrzymać się przy lżejszych momentach. Co tak naprawdę oznacza dla człowieka, jego rodziny i przyjaciół, kiedy śmierć staje na ich drodze i burzy wszystkie życiowe plany. Tytuł filmu jest po prostu metaforą opisującą sytuację Franka i jego rodziny. Nagle cały ruch ustaje, a ty musisz znaleźć swoją drogę na nowym, nieznanym obszarze.
***
Wypowiedź reżysera została zaczerpnięta z materiałów prasowych Aurora Films - dystrybutora filmu. Poniżej fragment produkcji w języku niemieckim z angielskimi napisami:
zagrebfilmfestival
STOPPED ON TRACK
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.