Teatr Muzyczny Roma kolejnym hitem, którym jest „Deszczowa piosenka”, potwierdza, że komplet widzów na widowni nie jest przypadkowy.
Andrzej Karolak
Wesoła, roztańczona i kolorowa produkcja jest także…
...mokra. Aktorzy tańczą bowiem w strugach deszczu
Profesjonalizm realizatorów, castingi do głównych ról, dające szanse młodym, zdolnym wykonawcom, przynoszą od lat znakomite rezultaty. Nawet ci, których ulubionym gatunkiem nie są musicale, przyznać muszą, że trzy godziny spędzone w Romie oferują rozrywkę na wysokim poziomie.
Od czego zacząć? Może od wspaniale brzmiącej orkiestry, prowadzonej przez Krzysztofa Herdzina, której nie powstydziłyby się najlepsze muzyczne sceny Ameryki. Musical „Deszczowa piosenka” to oczywiście znane od lat przeboje, ale przecież to trzeba zatańczyć, zaśpiewać i opowiedzieć.
Wątła fabuła, pokazująca środowisko filmowe Hollywood u kresu epoki kina niemego, przeradza się w zabawne scenki obyczajowe, z historią miłosną w tle. Scenografia Boris Kudlickiej, kostiumy Doroty Kołodyńskiej, choreografia Agnieszki Brańskiej tworzą spektakl efektowny i pełen pomysłów z wieńczącą akcję ulewą. Wykonane w strugach deszczu piosenki wywołują u zakochanego Dona odruch dziecięcej radości, która za solistą udziela się całej widowni.
Tomasz Więcek, jeden z wykonawców roli Dona, wydaje się znakomicie dopasowany do stylu epoki. Barbara Kurdej w roli Liny, ofiary transformacji niemego kina, pozbawionej głosu diwy, radziła sobie świetnie z przerysowaną w scenariuszu postacią. Wdziękiem i prostotą urzekała Ewa Lachowicz jako Kathy.
Wyzwaniem dla wykonawców było zmierzenie się z obrosłymi legendą przebojami, takimi jak „Dzień dobry” czy „Deszczowa piosenka”. Słowem, jeśli uda się Państwu zdobyć bilety, należy koniecznie wybrać się do Romy.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...