W świat kolorowych, wystylizowanych zdjęć wchodzi nieco pożółkła czarno-biała fotografia.
Ludzie zawsze będą chcieli czytać o innych ludziach. Ta potrzeba nie zaginie, dopóki jesteśmy istotami społecznymi.
To zdanie Małgorzaty Szejnert przywołuje we wprowadzeniu Mariusz Szczygieł. Miała rację. Historie ludzi są fascynujące, to podstawa popularności plotki. Chcemy wiedzieć. Chcemy słuchać. Ale czy chcemy... zobaczyć człowieka?
"My, właściciele Teksasu" to zbiór reportaży Małgorzaty Szejnert. Powstały w latach 70. XX w. W czasie, którego właściwie nie pamiętam, miałam kilka lat. Czasach dla młodych niemal prehistorycznych. Tym bardziej, że tak niewyobrażalnie zmieniły się realia życia. Świat sprzed lat czterdziestu jest nierozpoznawalny.
Ale nie o świat chodzi, ale o ludzi. Pochód postaci o twarzach ukrytych w cieniu. Mijanych. Niewidocznych. Postaci mających swoje historie, swoje radości i smutki, swoje cierpienia i swoją dumę. Małgorzata Szejnert wydobywa ich z cienia, w całej ich wielowymiarowości.
W świat kolorowych, wystylizowanych zdjęć wchodzi nieco pożółkła czarno-biała fotografia. W świat fotek zrobionych w biegu, zatrzymujących kadr bez komentarza, wyrywających go z kontekstu życia, stawiających bez namysłu pomniki lub – chyba częściej - oskarżenia wchodzi delikatny światło-cień.
Ludzie zawsze będą chcieli czytać o innych ludziach. To prawda. Ale powstaje pytanie: co będą chcieli czytać? Czy będą chcieli zobaczyć człowieka, czy tylko ilustrację swoich poglądów i oczekiwań.
Reportaże Małgorzaty Szejnert zamieszkują ludzie. Prawdziwi. Nie wystylizowani. Warto ich spotkać.
Małgorzata Szejnert: My, właściciele Teksasu. Wydawnictwo ZNAK.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.