Jak to się dzieje, że kiedy w Niemczech plajtują kolejne kina, na paryskich ulicach ustawiają się kilometrowe kolejki francuskich widzów, niecierpliwie oczekujących na kolejny seans?
mallox / CC 2.0
Paryż
Magiczne miejsce dla kinofilów
Pytanie to padło we wczorajszej audycji "Büchermarkt" emitowanej przez stację Deutschlandradio. W Niemczech - nakładem wydawnictwa Passagen Verlages - ukazała się bowiem publikacja "Spielräume des Kinos" profesora Jacquesa Rancière’a.
Recenzent książki, Michael Wetzel, zwrócił uwagę na opisywane przez Rancière’a zjawisko kinofilii, będącej połączeniem kultu sztuki z prawdziwą pasją, fascynacją, przyjemnością z niej czerpanej. Tu nasunęła się recenzentowi analogia z francuską kuchnią, która nad Sekwaną także ma szczególny, niespotykany praktycznie nigdzie indziej na świecie status.
Francuzi nadali kinematografii ogromną rangę. Przed laty, gdy w innych krajach kino nadal postrzegane było jako jarmarczna rozrywka, we Francji krytyk André Bazin wraz z innymi teoretykami, dowodził na łamach legendarnego już dziś periodyku "Cahiers du cinéma", że kino jest sztuką, a jego redakcyjni koledzy – m.in. François Truffaut, czy Jean-Luc Godard - sami zajęli się kręceniem filmów, które dziś zalicza się do arcydzieł kina. Jednym z takich obrazów jest "Do utraty tchu".
Jacques Rancière omawia w swojej książce twórczość chociażby Hitchcocka, Bressona, Wertowa, Rosselliniego, czy Minnelliego. Bada także związki kina z literaturą i polityką oraz granice sztuki i rozrywki.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.