Literacka polszczyzna, w której słychać melodię jidysz, to język, którym posługują się bohaterowie książek Piotra Pazińskiego. "Próbuję zapisać język, którym posługiwali się zasymilowani polscy Żydzi. Ta odmiana polszczyzny znika na naszych oczach" - powiedział Paziński.
Właśnie ukazał się drugi tom opowiadań Piotra Pazińskiego "Ptasie ulice". W wielu aspektach jest to kontynuacja "Pensjonatu" - książki, która zdobyła Paszport Polityki i Europejską Nagrodę Literacką. W pierwszej książce Paziński opisał podupadający pensjonat pełen starych wczasowiczów snujących niekończące się rozważania o żydowskim losie, miejsce, które pisarz poznał w dzieciństwie. "Ptasie ulice" są mniej autobiograficzne, ale opisują ten sam świat niedobitków Holokaustu, ludzi, którzy żyją na ruinach świata polskich Żydów.
Bohaterowie Pazińskiego posługują się szczególnym językiem. "Osłuchałem się z nim w dzieciństwie. To nie jest żydłaczenie z przedwojennych kabaretów, to polszczyzna literacka, poprawna, ale leciutko zabarwiona wpływem jidysz, co słychać w składni, słownictwie, charakterystycznym nadużywaniu zaimków. A właśnie zaimki są w jidysz, podobnie jak w niemieckim, dużo częstsze niż w języku polskim. Starałem się uchwycić melodię tego języka, takiej odmiany polszczyzny, która znika na naszych oczach. Są jeszcze ludzie, którzy tak mówią, ale w Polsce jest ich coraz mniej, częściej taką polszczyznę można usłyszeć w USA czy Izraelu" - mówił Paziński.
W historii literatury jest cała wielka strefa, w której polskość i żydowskość się przenikają. "Niekiedy słyszy się opinie, że neologizmy Bolesława Leśmiana, jego umiejętności słowotwórcze związane były z jego żydowskim pochodzeniem, niektórzy nawet mówią, że Leśmian nie znał dobrze polskiego. Prawda jest taka, że Leśmian, podobnie jak Tuwim, pochodzili z rodzin mocno zasymilowanych. U Lesmanów polszczyzna była pierwszym językiem od kilku pokoleń. Twórczość Leśmiana i Tuwima to po prostu część polskiej literatury i pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy. Ale inny jest przypadek Juliana Stryjkowskiego, dla którego polski był trzecim znanym językiem, po jidysz i hebrajskim. W jego prozie słychać wpływy tych dwu żydowskich języków, on sam traktował to jako rodzaj eksperymentu" - mówił autor "Ptasich ulic".
"Często zapominamy, że istnieje też ogromna literatura pisana w języku jidysz i hebrajskim, która jest z Polską związana, bo tutaj powstawała, tutaj się rozgrywa, jak w przypadku powieści Isaaca Bashevisa Singera. Ta literatura funkcjonuje trochę na uboczu uwagi Polaków, choć jest na polski tłumaczona. Singera trudno uznać za Polaka, ale połowa jego powieści rozgrywa się w Warszawie, jego jidysz jest bardzo z polszczyzną związany. Bardzo trudno jest wyznaczyć granicę, gdzie kończy się literatura żydowska, a zaczyna polska - one się przenikały" - powiedział Paziński.
Autor "Pensjonatu" i "Ptasich ulic" pisze o polskich Żydach nie nawiązując wprost do dramatu Zagłady. "Myślę, że w moim pokoleniu nie wypada już o Zagładzie pisać otwarcie, zwłaszcza w beletrystyce. Uważam, że ten temat powinien być domeną tych, którzy przeżyli, świadków; głupio byłoby wchodzić w buty Michała Głowińskiego, Henryka Grynberga, Irit Amiel, którzy piszą o własnych doświadczeniach. Mam poważne wątpliwości czy wypada się literacko stylizować na świadka Zagłady. Ale to, co piszę, jest związane z Zagładą - piszę o braku, nieobecności, o tym, co się stało z żydowską cywilizacją, czy pozostały po niej jakieś ślady" - dodał Paziński.
"Ptasie ulice" ukazały się nakładem wydawnictwa Nisza.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.