– To najważniejsze wydarzenie w kalendarium naszej kinematografii – najlepsze filmy roku, najważniejsi twórcy, najgorętsze tematy. Współczesność spotyka się tu w dialogu z historią. Nowe pokolenia filmowców konfrontują się z mistrzami – mówi Michał Chaciński, dyrektor artystyczny.
Pierwszym obrazem pokazanym w ramach Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych był „Potop” w reżyserii Jerzego Hoffmana. Miało to miejsce 8 września 1974 r. w... Gdańsku.
Luksusowe getto
Przez 12 lat najważniejsza impreza filmowa w Polsce odbywała się właśnie w mieście nad Motławą. Nie powinno więc nikogo dziwić, że nagrody przyznawane najwybitniejszym twórcom polskiego kina do dziś nazywają się Złotymi Lwami. Do Gdyni festiwal został przeniesiony w 1987 r. Oficjalnie chodziło o nadanie większej rangi wydarzeniu, ściśniętemu w mało przestronnych pomieszczeniach Domu Technika NOT i korzystającemu z sali nieprzygotowanej do wyświetlania wysokiej klasy projekcji filmowych. W rzeczywistości władza chciała odebrać festiwalowi etykietę imprezy związanej duchowo i ideologicznie z „Solidarnością”. Partyjnym dygnitarzom przeszkadzała szczególnie bliskość stoczni im. Lenina i kościoła św. Brygidy.
– Chodziło o to, aby nas zamknąć w jakimś luksusowym „getcie”, daleko od uniwersytetu, daleko od stoczni, daleko od młodzieży Trójmiasta, gdzieś na uboczu – wspominał reżyser Janusz Kijowski. Ostatecznie filmowcy zadomowili się w gdyńskim Teatrze Muzycznym, który na kilka dni w roku zamienia się w ogromną salę kinową.
Coraz lepiej z polskim kinem?
W tym roku Gdynia – Festiwal Filmowy odbywać się będzie od 9 do 14 września. Do konkursu głównego zostały zakwalifikowane filmy znanych i utytułowanych reżyserów, m.in. Bugajskiego, Smarzowskiego czy Bromskiego. Obok pojawiły się też obrazy mniej znanych twórców. Debiutantem jest Bodo Kox, którego „Dziewczyna z szafy” jest pierwszym pełnometrażowym filmem zawodowym.
– Oczywiście, reżyser to legenda polskiego kina niezależnego i na koncie ma więcej obrazów offowych niż sam potrafi zliczyć – uzupełnia M. Chaciński. – Moim zdaniem to najsilniejszy konkurs główny od wielu lat. Bez faworyta, za to ze stawką świetnych, równych filmów – dodaje. Zdaniem dyrektora artystycznego festiwalu, polska kinematografia dzięki działaniom m.in. PISF „pracuje dzisiaj jak dobrze naoliwiony mechanizm”.
– Produkujemy sporo obrazów, które technicznie często nie ustępują już w niczym produkcjom z Zachodu. Ostatnio widać też coraz większą dbałość o ten kluczowy element filmu, jakim jest scenariusz. Zatem w szerszej skali, w perspektywie dekady, bez wątpienia rozwijamy się i poziom rośnie – uważa M. Chaciński.
Filmy o kosmitach
Ważnym elementem gdyńskiego festiwalu jest Panorama Polskiego Kina. – To przede wszystkim debiuty. Jedenaście obrazów, które uważam za interesujące, zmuszające do dyskusji i podejmujące ciekawe tematy. Nie trafiły do konkursu głównego, bo każdemu czegoś jednak zabrakło – odpowiada M. Chaciński. Nowością jest sekcja poświęcona polskim zapomnianym filmom science-fiction.
– Dziś niewielu widzów pamięta, że kręciliśmy kiedyś bardzo dobre, często dowcipne obrazy, np. o plugawych eksperymentach zmniejszania ludzi, o kontaktach z kosmitami czy o transferach osobowości. To często świetne kino, z plejadą naszych najlepszych aktorów. Sądzę, że dla wielu widzów będzie to duże odkrycie – wyjaśnia M. Chaciński. – Gdyński festiwal to wizytówka polskiej kinematografii dla odbiorców krajowych i zagranicznych – uzupełnia. – Wszystkich miłośników kina serdecznie zapraszam.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...