W zaniedbanym dotąd zakątku Krakowa zagościła sztuka zachodnioeuropejska.
Sztuka jest po to, żeby przynosiła radość, tak jak radość budzą dobre wino i jedzenie. Po to są więc dobre obrazy – twierdzi kustosz Janusz Wałek z Muzeum Narodowego w Krakowie. Kierował się tą zasadą, tworząc wraz z Dorotą Dec ekspozycję w dawnym spichlerzu książąt Jabłonowskich przy pl. gen. Władysława Sikorskiego 6, obecnie mieszczącym „Europeum”, 11. oddział Muzeum Narodowego w Krakowie.
Jak wygląda coś z pozoru niewykonalnego, czyli cieniutka woalka na kapeluszu damy z epoki secesji wyrzeźbiona w alabastrze? Czemu obrazy wyglądają jak nowe? Jak obcy widzieli naszych, czyli wybitni Polacy stworzeni pędzlem i dłutem artystów zachodnioeuropejskich? Co tam, u licha, robi Luter?!
Można się o tym wszystkim dowiedzieć i wszystko to zobaczyć, oglądając w „Europeum” kolekcję sztuki zachodnioeuropejskiej. – Nowy oddział muzeum ma stać się ośrodkiem informacji o sztuce zachodnioeuropejskiej w Polsce. Znalazło się tu miejsce przede wszystkim dla galerii obrazów i rzeźb – mówi Zofia Gołubiew, dyrektor MN. W jasnym wnętrzu odnowionego gruntownie w latach 2008–2013 budynku jest eksponowana ponad setka dzieł sztuki, stworzonych na przestrzeni czasu od XII do XX wieku.
Święci i nieświęci
– Większość tej kolekcji z naszych zbiorów była przez wiele lat pokazywana w Muzeum Czartoryskich – informuje Z. Gołubiew. Niektóre eksponaty, np. XII-wieczną rzeźbę Madonny z Dzieciątkiem, pochodzącą z Półwyspu Iberyjskiego, można jednak zobaczyć po raz pierwszy.
– Pokazujemy duży zespół sztuki sakralnej. Teraz są to obrazy i rzeźby muzealne. Nie zapominamy jednak, że kiedyś służyły kultowi – mówi J. Wałek, kurator wystawy. Modlono się więc przed: „Adoracją Dzieciątka” Lorenza Lotto, „Ukrzyżowaniem” Paola Veneziano, „Chrystusem Boleściwym” Jana Gossaerta. Nie brakuje jednak również dobrze dobranych przykładów sztuki świeckiej.
Możemy podziwiać m.in. rzeźbę Bertela Thorvaldsena „Merkury” czy obrazy: „Kot i kogut” Jacoba Victorsa i „Martwa natura z butelkami i fajką” Maurice’a de Vlamincka. Są także bardzo ciekawe dzieła autorstwa malarzy, o których – poza historykami sztuki – mało kto słyszał, np. „Portret męża Aldo i córki Nory” włoskiej malarki Amelii Ambron (1877–1960) i „Kobieta siedząca na łące” szwajcarskiego artysty Cuno Amieta (1868–1961).
– Sąsiadują ze sobą obrazy z różnych epok. Są portrety świętych patronów Europy – św. Benedykta i św. Teresy z Ávila, ale także wizerunki Lutra i Melanchtona, którzy przyczynili się do podziałów religijnych w Europie – mówi J. Wałek. W jednej z sal jest galeria portretów wybitnych Polaków, wykonanych przez artystów zachodnioeuropejskich. Są tu m.in. wizerunki: króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, księcia Józefa Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszki, ks. Adama Czartoryskiego, Adama Mickiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Fryderyka Chopina.
– Marzy mi się, żeby w tej sali, obok rzeźbionych wizerunków „poety ruin” Zygmunta Krasińskiego i jego muzy Delfiny Potockiej, był wystawiony jakiś monodram oparty na ich korespondencji – mówi kustosz.
Arcymistrz nieznany
Wielkie wrażenie robi portret damy w kapeluszu z woalką, wykonany w alabastrze na początku XX wieku przez nieznanego artystę włoskiego. – Finezja, z jaką artysta oddał w rzeźbie nie tylko delikatne rysy modelki, lecz także coś, co wydaje się niemożliwe do wykucia w kamieniu, czyli pajęczynowatą przezroczystość woalki, zachwyca – mówi zwiedzająca wystawę Bogumiła Strycharz.
Goście „Europeum” dziwią się, że niektóre obrazy mają bardzo żywe barwy i wyglądają, jakby jeszcze nie obeschły na nich farba i werniks, jakby przed chwilą wyszły z pracowni malarskiej.
– To częściowo prawda, bo przeszły w większości przez naszą pracownię – mówi pół żartem Katarzyna Novljaković, szefowa Pracowni Konserwacji Malarstwa w Muzeum Książąt Czartoryskich, sprawująca opiekę konserwatorską nad ekspozycją. – Niektóre z nich były konserwowane od trzech lat, już z myślą o tej ekspozycji. Zostały przy tym poddane dokładnym badaniom, jak np. „Kazanie św. Jana Chrzciciela” Pietera Brueghla Młodszego – dodaje K. Novljaković.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.