Na płytach DVD ukazał się najnowszy film Martina Scorsese. Porywający, spektakularny, ale i bardzo, bardzo kontrowersyjny.
Gloryfikacja przemocy! To zarzut, z którym Scorsese mierzyć musiał się przez dekady. Jego najsłynniejsze gangsterskie filmy, takie jak „Kasyno”, czy „Chłopcy z ferajny” pełne były brutalnych, wstrząsających, szokujących scen.
W „Wilku z Wall Street” przemocy jest niewiele. Reżyser zastąpił ją natomiast ekscesami – narkotykowymi i seksualnymi.
„Sodoma, Gomora, Wall Street” – zatytułował swoją recenzję dziennikarz „Gościa Niedzielnego” Jacek Dziedzina i właściwie w tych trzech słowach streścił fabułę filmu opowiadającego o losach Jordana Belforda, maklera, który wraz z grupą swych przyjaciół-oszustów najpierw dorobił się fortuny, później zaś trwonił ją na narkotyki, prostytutki, zbytki i kosztowności…
Epizody z życia Belforda (którego brawurowo zagrał Leonardo DiCaprio) Scorsese wybrał i przetasował tak, że w czasie seansu ani przez moment się nie nudzimy. Stary mistrz nadal potrafi opowiadać frapujące go historie, jak nikt inny. Pytanie tylko po co to robi?
Dystrybucja: Monolith Jest w „Wilku z Wall Street” sporo zabawnych scen (wszak gra tutaj także komik Jonah Hill), ale nie podejrzewam, by głównym celem twórcy „Wściekłego byka” i „Taksówkarza” było nakręcenie komedii o naćpanych degeneratach (jak sami siebie nazywają bohaterowie). DiCaprio został wprawdzie nagrodzony Złotym Globem za najlepszą rolę komediową, ale ten film nie jest komedią, a jeśli już to bardzo gorzką, ponurą, pokazującą jak nisko może upaść człowiek, nieustannie ulegający instynktom i pokusom.
Pieniądze, sukces, władza, chęć posiadania, więcej-więcej-więcej… - według mnie Scorsese ostrzega, przestrzega przed takim właśnie nastawieniem. Przed amerykańskim snem, który kiedy się spełnia, zamienia się w koszmar.
Czy zawsze? Tego nie wie nikt z nas, ale przecież ludzka natura jest ułomna. Każdy człowiek ma swoje grzechy, słabości i jeśli tylko im pofolgować, może dojść do dramatu, takiego o jakim opowiada „Wilk z Wall Street”. Film wciągający, porywający, ale przede wszystkim wstrząsający. Chciałoby się napisać „dla widzów o mocnych nerwach”, i gotowych na szok. Niejeden.
Kto wie, czy nie jest to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Jane Austen w dziejach.
Nadal utrzymuje silną pozycję. Natomiast w innych krajach sprawa wygląda już inaczej.