Oj, będzie się działo!

Z Michałem Guzkiem, jednym z organizatorów koncertu „Debiuty”, rozmawia Marcin Jakimowicz

Marcin Jakimowicz: Nie czujesz się „ostatnim Mohikaninem”?

Michał Guzek: Absolutnie nie. Jest w Polsce mnóstwo miejsc, sal koncertowych, parafii, gdzie promuje się muzykę tworzoną przez chrześcijan. My w Dobrym Miejscu robimy to jedynie na większą skalę. Oczywiście brakuje mi innych wielkich inicjatyw, jak choćby toruński Song of Songs…

Gdy zapytałem ks. Piotra Osińskiego, czy powinniśmy już przygotowywać stypę po śp. muzyce chrześcijańskiej, odpowiedział: „Skądże znowu! Uważam wręcz przeciwnie: nadchodzi wiosna, renesans tej muzyki. Jest coraz lepsza, bardziej profesjonalna, porywająca”. Zgadzasz się z przedmówcą?

Tak. Niemal w 100 procentach. Ta muzyka wciąż się rozwija. Zauważyłem jednak, pracując w radiu i porównując polskie nagrania z tymi, które nadchodzą zza oceanu, że tym, co najbardziej u nas szwankuje, jest produkcja. Zespoły, które znakomicie sprawdzają się na koncertach, wchodzą do taniego studia i przez słabiutką produkcję gubią gdzieś swe świetne brzmienie. To niestety słychać…

Dlaczego z taką pasją organizujesz od lat „Debiuty”?

Zostałem do tego pociągnięty przez Boga – głęboko w to wierzę. Ta muzyka towarzyszyła mi w procesie mojego nawracania się. Chłonąłem ją, czytałem „RUaH”, słuchałem mnóstwa płyt. Po przyjeździe do Warszawy spotkałem Monikę Brzozę, związaną z ewangelizacją stolicy. Zachwyciły mnie jej radość, entuzjazm, a przede wszystkim mocna wiara. Organizowaliśmy razem koncerty ewangelizacyjne. Po jej śmierci, gdy przyszła kolej na festiwal „Debiuty”, uznaliśmy, że koncert powinien być nazwany właśnie jej imieniem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama

Reklama