Tym językiem, zakorzenionym w tradycji i wielopokoleniowym doświadczeniu, możemy bronić się przed pustosłowiem i agresywną paplaniną.
Karina Grytz-Jurkowska /GN To książka napisana językiem serca. W barwny, często dowcipny lub dosadny sposób w krótkich rymach przedstawia ludzkie troski, przywary, prawdy o życiu i Bogu.
„Na bzdy mu robiyli, łóno ciyrpliwie to znojsióło, bo to ślónske łod Pónbócka sroge serce bóło! Świyntoł Anna mu przikołzała, coby krziżym rosło. A Piekarskoł Maryja sprawióła, że pychóm nie łobrosło!” – czytamy w wierszu „Serce”.
Pod pseudonimem Manka Paulberka kryje się kapłan ks. Manfred Słaboń z parafii w Łączniku, miłośnik gwary i bystry obserwator.
– To próba uszanowania języka, który jest nośnikiem prawdziwego człowieczeństwa, nie daje się zniewolić wirtualnemu życiu, wyraża różnorodne przeżycia, szanuje wolność – tłumaczy motywy wydania książki autor.
– Dziś w sposób poważny wypowiada się tyle głupstw, język medialny jest zdominowany przez mentorstwo, narzuca mentalność narcystyczną, egoistyczną, pełną pychy, aktywizuje głównie warstwę cielesną i emocjonalną. Bandy kłamców zniewalają słuchaczy bzdurogadkami, szydercy kpią z boskich i ludzkich wartości. Stąd trzeba mówić w sposób prawdziwy, prosty i wesoły – dodaje.
Rymy, choć lekkie, skłaniają do refleksji, czasem ganią, wskazują, jak żyć. Gwara szczera, pełna pokory, olśniewa prostotą i dowcipem. Nawet owa chropowatość dodaje uroku.
Jest fraszka o Ołmie, o mądrości i głupocie, o Ukrzyżowanym, farołrzu i o diable. Jest też głęboki, choć wartki w czytaniu poemat o życiu Ślązaka, tytułowego Szwejdy – dawniej ideału Ślązaka mężnego. Wszystko to okraszone zdjęciami dawnych sprzętów i świątka.
Manek Paulberek, Szwejda, Wyd. P.P.P. Arsgraf Sp. z o.o., Silesia 2014, s. 88.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.