Niewierny? A może raczej desperacko szukający wiary i Boga? Właśnie taki obraz apostoła Indii wyłania się z nakręconego w 2001 roku filmu Raffaele Mertesa.
Mertes – wybitny operator i reżyser wielu obrazów biblijnych – nakręcił „Św. Tomasza Apostoła” jako kolejną część telewizyjnej serii „Przyjaciele Jezusa”. Nie dziwi więc fakt, że na ekranie, w roli Marii Magdaleny pojawia się Maria Grazia Cucinotta, zaś w Jezusa wciela się Danny Quinn. Oboje odgrywali te postacie także w innych częściach mertesowego cyklu.
Tu jednak główna rola przypadła Rickiemu Tongazziemu, który największe artystyczne sukcesy święci jako reżyser (swego czasu, na Berlinale, nagrodzono go nawet statuetką Srebrnego Niedźwiedzia za film „Ultra”).
Obsada jest więc doborowa. Świetne są także zdjęcia Giovanniego Galasso, czy muzyka, którą skomponował do filmu ks. Marco Frisina. A jaki jest sam film?
Jak to często z biblijnymi produkcjami bywa, ich twórcy zmuszeni są uzupełniać epizody znane z Pisma Świętego, historiami apokryficznymi oraz własną fantazją. Czasem scenarzystom zdarza się „przeszarżować” i widzowie otrzymują przedziwny, kostiumowy miszmasz. W przypadku „Św. Tomasza Apostoła” nie może być jednak o tym mowy.
To bardzo dobry film biblijny – opowieść o trudnym (czasem wręcz bolesnym) procesie szukania i rodzenia się wiary. Tytułowy bohater nie jest jedynym apostołem, który ma wątpliwości. Ba, gdy pierwsi uczniowie spotykają się krótko po ukrzyżowaniu Chrystusa, każdy z nich ma inne zdanie, więc wymiana opinii i poglądów przypomina tu momentami sekwencje ze słynnego filmu „Dwunastu gniewnych ludzi”.
Każdy widzi sprawę inaczej. Każdy ma inny pomysł na to, jak dalej powinna funkcjonować ich wspólnota. W jaki sposób należałoby nauczać o Jezusie… Ale czy przypadkiem nie są to te same dylematy, które mamy dziś także i my?
Mertesowi udało się stworzyć barwną opowieść, w której nie brak intryg Kajfasza, prześladowań Piłata, pokus, wzywającego do zbrojnego powstania Barabasza. Tomasz stara się lawirować między nimi, ale i tak, raz po raz, znajduje się w tarapatach, z których ratować musi się fortelami, ucieczkami...
Jest więc odpowiednie tempo, spore emocje, a do tego zachwycające widoki i świetne kostiumy. No i jest też to co najważniejsze - finałowe przebudzenie patrona. Odkrycie piękna wiary, a co za tym idzie także mądrości, że dzięki niej nadzieja staje się czymś większym, potężniejszym, niż paraliżujący go dotąd strach.
***
Film ukazał się jako dodatek do 8 tomiku z kolekcji „Ludzie Boga”. W książeczce wydanej nakładem E-lite Distribution znajdziemy także m. in. krótką biografię świętego Tomasza Apostoła, podstawowe informacje o twórcach filmu oraz bardzo ciekawy tekst z historii kina, traktujący o procesie sądowym dotyczącym pierwszej w dziejach kinematografii ekranizacji „Ben Hura”.
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.